All posts by niekoniecznie

batida (pl. konstytucji), warszawa

Bardzo ładne wnętrze, dobre miejsce, miła obsługa. Podobno to świetna cukiernia.

Niestety,  moja wizyta była nie na słodkości, tylko na lanczyk. Beznadziejna wątróbka (w zasadzie dobre były w niej tylko kawałki jabłek), przesolone pieczone ziemniaki (zbrodnia), mdła kawa latte. Moje serce rozczarem wypełnione.

Warszawa, pl. Konstytucji, ul. Marszałkowska 53, tel. (0 22) 621 53 15
http://www.batida.com.pl/

dekanta, warszawa

Dobre miejsce, między pl. Konstytucji a centrumem. W środku bardzo elegancko, obsługa szybka, kibel pierwsza klasa.

Trafiliśmy przypadkiem, bo we wszystkich “naszych” knajpach w okolicy pocałowaliśmy klamkę i weszliśmy do pierwszej otwartej. Kuchnia w zasadzie polsko-bawarska, ale nie ciężka. Dania główne pyszne, a z makaronów zwłaszcza tagliatelle w sosie śmietanowym z borowikami — słodkawe, ślinotok na samo wspomnienie. Osoby z ograniczoną pojemnością wychodzą zadowolone po porcji dla dzieci, panowie mogą trafić na zacną promocję piwa. Zimne przystawki fajne, od smalczyku po karpaczio; ciepłe jakoś mi mniej. Zaskakująco tanio i dobrze.

Update: pyszne ciastko czekoladowe z wiśnią.

Warszawa, ul. Marszałkowska 55/73, tel. (0 22) 622 45 94
http://www.dekanta.pl/

działania twórcze dla zajebiście opornych

Jak zdać egzamin z teorii u dr. J.M. na semestrze 5 (albo kiedy się trafi)? Skołować od starszych kolegów nieśmiertelną ściągę i wykuć ją na pamięć (chowanie jej do rękawa tradycyjnie w pełni potępiamy). Będą dokładnie te same pytania (parami: albo schemat ćwiczenia rozwijającego repertuar aktywności, albo historia pojęcia twórczości; albo schemat działania podmiotu, albo schemat metody techne itd.).

Nie ma sensu tracić czasu na dyskusje o sensie tego przedmiotu, idiotyczności definicji, szalenie odkrywczych pomysłach zaprezentowanych w materiałach. Nie ma co się odymać, że autorzy kursu sugerują uczestnikom ograniczenie umysłowe, z którego ofiarnie nas wydobędą. Jedyne, co warto, to napić się warto na r5 wysmażać osobiste elaboraty z cebulką i pyzami, żeby ocena z zajęć podciągnęła tę z egzaminu.

trzy dni w kosmosie

Kupamięci. Piątek: techniki światłowodowe proste (a słuchanie wykładu niewątpliwie pomaga). Sobota: sieci bezprzewodowe patrz światłowody (ten sam egzaminator), działania twórcze śmierdzą starymi skarpetami, spotkanie z doktorem G. jak zwykle boskie (załatwił nam wizytę u pana mejnfrejma), egzamin z filozofii niewspółmiernie trudny w porównaniu z zajęciami, na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Niedziela: sieciowe systemy operacyjne w sensie linuksy — wykład lekki teoretyczny, zaliczenie mocno praktyczne; wizyta u pana mejfrejma świetna (wyszliśmy mentalnie zaczadzeni, zajebista maszyna), laborka z sieci bezprzewodowych przefajna, przydałoby się więcej takich.

Zabrakło mi entuzjazmu w panikowaniu przedsesyjnym mimo obiecanek zeszłym razem. Oceny są jednak współmierne do paniki na miejscu. Okropnie to demotywujące. Że co, że spróbować nie panikować następnym razem? Chyba miś Ci odjechał!!!!!!!11

A propos działań tfurczych. Materiały są beznadziejne (mimochodem przemieszane kwestie obiektywne z subiektywnymi — a to najdrobniejszy mój zarzut), ale współautorem kursu jest kanclerz szkoły, więc nie pisz paszkwila do dziekana.

the mexican, łódź

Obsługa lekko nieprzytomna (możliwe, że z przepracowania), ale za to niewiasty chodzą z brzuchami na wierzchu. Wystrój dopracowany, butelki, sombrera, martwy Meksykanin w korytarzu. Fajne talerze. Kibel wporzo.

Klimat swobodny. Można jeść łapami, przy ścianach są umywalki. Buritosy są sute, quesadile smaczne, cebulki w cieście mniam (ojoj na drugi dzień), cienka, ale fajna margarita truskawkowa podawana w wazonie albo w wiadrze, niezła szarlotka z lodzikiem. Reszta żarcia taka sobie (odradzam pieczone ziemniaki i crema brulee). Zasadniczo można się napchać po mało wymagający korek.

Łódź, Piotrkowska 67, tel. 42 633 68 68
http://www.mexican.pl/

irish pub, łódź

Elegancko, wygodnie, muzyczka gra albo ją dyskretnie grają. Obsługa fachowa i/lub bardzo uprzejma. Łazienka pełna gadżetów typu bezdotykowy podajnik ręczników i krem do rąk (girls love it).

Drinki nas nie powaliły (w żadnym sensie). Według smakoszy krewetki zacne. Carpaccio z uosia (łososia) nieludzko pyszne. W lecie wśród przystawek są ziemniaczki z twarożkiem, mnjut. Sola w sosie holenderskim obłędna (można wziąć bez szparagów). W ogóle wszelkie sosy są orgazmiczne. Trudno zaoszczędzić miejsce na desery, a szkoda, bo przy takim wypchaniu bębna nie mogę stwierdzić, czy są dobre. Żarcie nie jest drogie (i warte każdego grosza). Cola jest droga (i dobrze, bo kto popija colą ambrozję, temu śmierć frajerom).

Łódź, ul. Piotrkowska 77 tel. (0 42) 632 48 76, 630 23 88
http://www.irishpub.pl/ij.htm

obcisłe gadki (2)

Q.: Chodzę bokiem, widzisz? Chodzę z shiftem!

Q.: Ostatnio ktoś mnie zapytał, na czym polega nasza praca. Powiedziałem, że cały dzień gramy w quarka po sieci. Dobrze powiedziałem?

Jakby rozkosznego Q.  było mi mało, w drodze do pracy mijam tabliczki.

“Zakazuje się poruszania ludzi i parkowania samochodów”.
“Spółdzielnia spożywców”.

Czujecie to?
– Blabla, bla, fajna impreza, bla, pogoda, bla, nikogo tu nie znam, haha, bla, bla, a gdzie pan pracuje?
– Jestem spożywcą.
– Muszę iść.

Niedawno przez okno autobusu mignął mi pan z pieskiem. Piesek miał na sobie zielone giezło, a pan niósł torbę plastikową z napisem “Człowiek”.

Bardzo mnie też rozczuliła reklama Marcpolu na tramwaju. Hasłem reklamowym jest zamaszyste “Popipczaj swoje”. Nic na to nie poradzę.

Przejechał też tramwaj z napisem “Szyny szlifujemy, ciszę szanujemy”.