Niedawno byłam trochę głodna i nie miałam czasu, żeby ogarnąć sobie pokarm, więc jak zwykle z pomocą przyszedł zbieg okoliczości, tj. Nekkoru zajrzała i zrobiła mi barszcz biały. Natychmiast zostałam fanką tej prostej, sycącej i smacznej potrawy. Zawiera ziemniaki i grzanki, a skrobia i węglowodany czynią mnie szczęśliwą. Oddaję mikrofon w fachowe ręce.
Barszcz biały jest zupą zupenie nieznaną w dzisiejszych czasach, głównie przez istniejącą konspirację przemysłu zupniczego, który kłamie (o tym za moment), oraz przez to, że the unwashed masses preferują ułomną wersję, czyli żurek. Z jajcem i kiełbasą, imaginujecie sobie.
Od dłuższego czasu staram się walczyć o dobre imię barszczu białego, celem rozpopularyzowania go wsród szerszej publiczności. Każda żyjąca istota MUSI chociaż raz w życiu spróbować porządnie wykonanej zupy w tym systemie, dlatego piszę teraz ten przepis (a za moment zabiorę się za research, bo chcę napisać w bonusie take skrypt pozwalający mi śledzić każdą osobę, która go przeczyta, żeby sprawdzić, czy barszcz został skonsumowany – i w razie potrzeby zdzielić kuchennych leniuchów kuchenną rękawicą w czułe miejsce).
Rzeczy, które będą potrzebne, to:
- garnek rozmiarów zupnych,
- ze cztery dorodne kartofle / pyry / jabłka ziemne – szukacie jak największych skurwli,
- kawał zwyczajnego, białego chleba,
- nieco oleju/masła
- i patelnia. Z olejem.
- Oraz barszcz biały w torebce, firmy Winiary, bo ma pewną właściwość, o której zaraz.
Zaczyna się od obrania kartofli, pokrojenia ich na małe kostki (takie, żeby można było połknąć bez gryzienia, bo gryzienie ziemniaków w barszczu białym to fopa i przynosi pecha) i wrzucenie ich na gotowanie do wody. Mają się ugotować fest, żeby można było takowego delikwenta zgnieść łyżką.
Teraz bierzemy do ręki torebkę barszczu w torebce i czytamy instrukcję, żeby ją wyśmiać. Producenci barszczu białego uwielbiają kłamać aspirującym konsumentom, podając błędne instrukcje przygotowania – litości, gdybyście serio zrobili to na ich sposób, dostalibyście rzadki badziew, a nie porzadną zupę – śpieszę z wyjaśnieniami, dlaczego. Otóż, barszcz biały w torebce firmy Winiary to nic innego, jak zakwas instant, na którym to zakwasie z mąki pszennej (żurek robi się w tym samym systemie, ale z żytniej; dlatego żurek smakuje jak kupa z wąsem) tradycyjnie robi się barszcz biały, który to zakwas robi się kurewsko długo i upierdliwie. Dlatego nie będziemy się jebać z robieniem własnego, tylko bierzemy z torebki. Bo szybki i nieupierdliwy.
Jak już się wam te ziemniaki ugotują fest, to bierzecie kubek. Taki jak do kawy. Zalewacie do połowy zimną wodą i wsypujecie torebkę, po czym mieszacie i wąchacie z rzadka, bo zapach jest nieziemsko orgazmiczny. Z ziemniaków ugotowanych pod żadnym pozorem nie wolno wylać wody, bo zdążyła pewnie zmieszać się nieco ze skrobią, co jest nam jak najbardziej potrzebne – zagęszcza ona zupę niczym rzekę Mississipi, która jest za gęsta do picia, ale za rzadka do orania. Wlewacie bezczelnie zawartość kubka do garnka z ziemniakami i trzymacie na gazie przez kolejne pięć minut, mieszając, jak o tym sobie przypomnicie.
W międzyczasie bierzecie pajdę chleba i kroicie ją na kromki, po czym owe kromki bezlitośnie rżniecie na kosteczki rozmiaru kawałków ziemniaka, które wam w zupce wesoło się bulgoczą. Na patelni rozgrzewacie oleju / masła, po czym siup kromki, niech się smażą jak u Lucyfera na imprezie. Jak się przyzłocą i będą chrupiące, wrzucacie je do miski, zalewacie zupą i jecie czym prędzej, żeby grzanki nie zamiękły.
Zboczeńcy lubią sobie wrzucić do takiej zupki kiełbasy albo ugotowanego jajka, ale to tak samo poroniony pomysł, jak robienie popcornu w muszli klozetowej. Smacznego.
A ktoś mówił, że Polacy nie umieją interesująco tworzyć przepisów. Z przyjemnością przeczytałam, chociaż zupę znam, a nawet zdarzało mi się “jebać z zakwasem”.
Jeśli zakwasem zalewa się ugotowane ziemniaki i to bez wylewania wody, to jest to zalewajka, a nie żaden, pfff, barszcz biały.
Styl pisania – pyszny. ALE. Czuję się urażony, że w Twoim wykonaniu i na tej stronie przeczytałem przepis na zalanie gotowanych ziemniaków rozpuszczoną torebką od Winiar. Chcesz ratować barszcz biały (słuszne to i sprawiedliwe!), a go zarzynasz. Na Twoje szczęście pamiętam pyszną (omnomnomnom) pieczeń z soczewicy – oczekuję powrotu w tamte rejony. Niekoniecznie soczewicowe, ale jakościowo – inspirujące :)
na zdjęciu nie widać, ale zupka jest megagęsta, a następnego dnia wręcz zmienia się w ziemniaki w mazi (“zupka ci skrzepła”).
“zalewajka” kojarzy mi się raczej z czymś wodnistym.
Czegoś w tej zupie brakuje. Soli czy coś, jakichś przypraw. Albo po prostu za dużo jej zrobiłam, jak na tą jedną torebkę barszczu
Niebiański smak. Nawet, jeżeli się się jest zboczeńcem, który zamiast grzanek dodaje skwarki i biały ser.