Dobre miejsce, między pl. Konstytucji a centrumem. W środku bardzo elegancko, obsługa szybka, kibel pierwsza klasa.
Trafiliśmy przypadkiem, bo we wszystkich “naszych” knajpach w okolicy pocałowaliśmy klamkę i weszliśmy do pierwszej otwartej. Kuchnia w zasadzie polsko-bawarska, ale nie ciężka. Dania główne pyszne, a z makaronów zwłaszcza tagliatelle w sosie śmietanowym z borowikami — słodkawe, ślinotok na samo wspomnienie. Osoby z ograniczoną pojemnością wychodzą zadowolone po porcji dla dzieci, panowie mogą trafić na zacną promocję piwa. Zimne przystawki fajne, od smalczyku po karpaczio; ciepłe jakoś mi mniej. Zaskakująco tanio i dobrze.
Obsługa lekko nieprzytomna (możliwe, że z przepracowania), ale za to niewiasty chodzą z brzuchami na wierzchu. Wystrój dopracowany, butelki, sombrera, martwy Meksykanin w korytarzu. Fajne talerze. Kibel wporzo.
Klimat swobodny. Można jeść łapami, przy ścianach są umywalki. Buritosy są sute, quesadile smaczne, cebulki w cieście mniam (ojoj na drugi dzień), cienka, ale fajna margarita truskawkowa podawana w wazonie albo w wiadrze, niezła szarlotka z lodzikiem. Reszta żarcia taka sobie (odradzam pieczone ziemniaki i crema brulee). Zasadniczo można się napchać po mało wymagający korek.
Różne opinie, od “makdonalds dla japich” przez “kurwa drogi był ten stek” po “zajebiste drinki”. Wnętrze w krawat samoobrony plus poprzybijane losowo do ściań zbiory ze strychu człowieka-wiewiórki.
Elegancko, wygodnie, muzyczka gra albo ją dyskretnie grają. Obsługa fachowa i/lub bardzo uprzejma. Łazienka pełna gadżetów typu bezdotykowy podajnik ręczników i krem do rąk (girls love it).
Drinki nas nie powaliły (w żadnym sensie). Według smakoszy krewetki zacne. Carpaccio z uosia (łososia) nieludzko pyszne. W lecie wśród przystawek są ziemniaczki z twarożkiem, mnjut. Sola w sosie holenderskim obłędna (można wziąć bez szparagów). W ogóle wszelkie sosy są orgazmiczne. Trudno zaoszczędzić miejsce na desery, a szkoda, bo przy takim wypchaniu bębna nie mogę stwierdzić, czy są dobre. Żarcie nie jest drogie (i warte każdego grosza). Cola jest droga (i dobrze, bo kto popija colą ambrozję, temu śmierć frajerom).