Jestem prostą osobą i lubię rozwiązywać problemy w sposób prosty, nawet kiedy tak się nie da. Zatem w poszukiwaniu ostatecznej odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie należy być narodowcem, udałam się na Pragę do zaprzyjaźnionego filozofa.
Filozof uśmiechnął się wyrozumiale, bo zna mnie jak zły szeląg, i na wstępie zaznaczył, że nie ma sposobu, żeby zastrzelić narodowca prezentacją pancernego procesu myślowego, na którego końcu stoi oczywista słuszna droga. Owszem, trochę szkoda, ale to nie powód, żeby się nie zastanawiać. Przyszłaś do filozofa, zamówienie zostanie zrealizowane zgodnie z regulaminem.
— Decyzja, czy być narodowcem lub nie, to w istocie wybór moralny. Jeżeli jesteś narodowcem, to opierasz się na dwóch założeniach: po pierwsze, że można dzielić ludzi na lepszych i gorszych, a po drugie, że można do tego używać kryterium “narodu”.
— Jeśli którekolwiek z tych założeń jest ci obce, nie możesz być narodowcem. To znaczy możesz, ale taka dramatyczna niespójność poglądów prędzej czy później ugryzie cię w zadek.
Ależ mój drogi, oczywiście, że dzielę ludzi na lepszych i gorszych. Tylko że indywidualnie, osobiście i za zasługi. Naprawdę mocno staram się nie oceniać ludzi a priori. (Przeczytałam kilka książek, z których wiem między innymi, że “a priori” znaczy “przed doświadczeniem” — i używam takich zwrotów, żeby zaskarbić sobie życzliwość znajomych filozofów).
— No właśnie — ucieszył się filozof. — Możemy zupełnie uczciwie uznać, że ktoś jest kutasem, gdy zachowa się jak kutas wystarczająco dużo razy. Nie można jednak uczciwie z jego zachowania wyciągać chujowych wniosków na temat innych ludzi, z którymi łączy go coś wrodzonego, np. że też mają jedną nogę albo skórę w tym samym kolorze, o miejscu urodzenia nawet nie wspominam. No nie jest żadną niespodzianką, że kiepski byłby z ciebie narodowiec.
Istotnie. Zresztą ta opcja odpada także dlatego, że poglądy narodowców nie wnoszą niczego dobrego w moje życie, a mnóstwo z niego zabierają. Na przykład niby mówią o patriotyzmie, a w praktyce zmieniają w koszmar życia moich konkretnych sąsiadów. Czyli też moje. No i wstyd mi za to, co się dzieje tu i ówdzie. A propos, dlaczego mam opinię o narodowcach ogólnie, skoro staram się unikać odpowiedzialności grupowej?
— To akurat proste. Bycie narodowcem to nie jest coś, czym się jest. To jest coś, co się robi. To jest głośno i wyraźnie posiadany pogląd, który zresztą wolno i można zmienić. Grupa ludzi świadomie postanawia identyfikować się przekonaniem, że ich naród jest najwyższym dobrem, a potem realizować to w praktyce — która jaka jest, każdy widzi. Zresztą sama pisałaś o tym, że o ludziach świadczy to, jakim konceptom decydują się dawać platformę.
Kamień z serca, uniknęłam wewnętrznej sprzeczności. No ale właśnie, skoro już przy tym jesteśmy, to jak uprawiać patriotyzm, nie używając kryterium “narodu”? Czy tak się da?
— Dobre pytanie. Płacić podatki? — zastanowił się filozof. — Na pewno głosować. A tak tu i teraz, to zbierać po sobie śmieci i myć okna. Pielęgnować drzewo na podwórku. Pomagać ludziom dookoła dbać o nasze wspólne miejsce, na miarę sił i możliwości oczywiście. W ogóle przecież nawet nie trzeba się przyjaźnić, żeby osiągać wspólne cele, jakieś małe i jakieś duże. Tylko po prostu trzeba wiedzieć, o co nam chodzi. Na przykład o to, czy dookoła ma być ładnie i bezpiecznie. Kiedy się człowiek czuje bezpieczniej — kiedy jest wśród ludzi, których trochę zna, niekoniecznie nawet lubi, ale jakoś tam kooperuje — czy jeśli ciągle słyszy, że w zasadzie każdy dookoła może być jakąś ukrytą wrogą opcją? Bycie po prostu przyzwoitym człowiekiem to też zawsze dobry pomysł. A jeśli będziemy tłuc się między sobą, zostaniemy z nieprzyjemnymi sąsiadami, wybitymi oknami i nie będzie drzewa.
Czyli wystarczy, że tu mieszkam i staram się o to, żeby to było przyjemne miejsce dla innych i dla mnie? Bo patriotyzm to, niech wyguglam, postawa szacunku i oddania ojczyźnie, pielęgnowanie tradycji, prospołeczność, postawa obywatelska — no, to się zgadza — przedkładanie interesów społecznych nad swoje prywatne — a, to podatki — oraz gotowość obrony i ponoszenia ofiar dla ojczyzny. To w sumie trochę arbitralne, bo ktoś powie, że interesy mojego społeczeństwa czy ojczyzny są jakieś, ktoś inny, że inne.
— O interesach społeczeństwa i ojczyzny można trochę mówić, ponieważ to TY decydujesz, co jest twoim zdaniem w interesie twojego społeczeństwa.
Aaa, i stąd bierze się np. nieposłuszeństwo obywatelskie?
— Ale nie tylko. Stąd bierze się np. gotowość do osiedlenia obok muzułmanina, który może na ciebie nadepnąć nie ze złej woli, tylko dlatego, że przychodzi z innej kultury i nie wie, co tu jest do czego. W momencie, kiedy wybierasz, jaką chcesz mieć ojczyznę, jednocześnie decydujesz, co jest w jej interesie. A też wyrażasz gotowość być odpowiednim obywatelem takiej ojczyzny.
— Zróbmy z tego wybór pragmatyczny. Weźmy muzułmanina, który powiedzmy ucieka przed wojną u siebie i trafia na nasze podwórko. Powiedzmy, że stworzymy mu w Polsce warunki, w których przestanie się bać i nauczy języka. Zbuduje tu swój dom i swoje życie obok naszego. Jak przyjedzie do niego ziomek i zacznie namawiać na sklecenie bomby, to nasz muzułmanin pierwszy poleci na policję to zgłosić. On nie po to z narażeniem życia spierdalał przez pół świata, żeby w nowym miejscu mieć powtórkę z rozrywki. Za przeproszeniem.
— No i zobacz, mogliśmy z tego gościa równie łatwo zrobić terrorystę, mówiąc mu, że w zasadzie od razu nim jest, zanim on jeszcze będzie miał jakikolwiek wybór, chociaż on spieprzał przez terrorystami dokładnie tak samo, jak my byśmy spieprzali. Mamy bezpieczniejsze miejsce dzięki temu, że daliśmy ojczyznę komuś, kto jej potrzebował. Zrobiliśmy patriotę z przyjezdnego i wszyscy wygrali z wyjątkiem tego kutasa, który przyjechał wybuchać.
Choć ta anegdota to tylko eksperyment myślowy, to ją lubię. Mówi o tym, co głęboko uważam — że grupa otwarta, różnorodna, wspierająca i w kontakcie jest bardziej odporna na te same przeciwności, które wyniszczą grupę zamkniętą, monolityczną i dumną ze swojej walki z wszelką innością. Wrogów mieć łatwo, tylko nic sensownego z tego nie wynika, ba, nawet szukać nie trzeba, sami przyjdą. Do posiadania przyjaciół, sojuszników i wspieraczy trzeba być pewnym rodzajem człowieka. Takimi ludźmi chcę się otaczać i takim człowiekiem, no, staram się być.
*
Po wizycie u filozofa nic, tylko chodzę i myślę o swoich poglądach jako konsekwencjach jakichś wyborów. I od razu mam materiał do ich przetestowania.
W czasie, gdy na moim podwórku i przystanku pojawiają się kolejne obrzydliwe napisy na temat Żydów, Duży Format publikuje okładkowy materiał przybliżający nam narodowców jako ludzi.
W obu przypadkach trzęsie mnie od samego konceptu, że ktoś uznał, że tak można.
Narodowców nie trzeba nam przybliżać. Taki mam pogląd. Nie możemy się z tą niszą oswajać. Bycie narodowcem to kwestia wyboru moralnego. Dawanie im głosu to kwestia wyboru pragmatycznego. Pierwszy wybór świadczy o nas jako o ludziach, a drugi tworzy nasz świat.
Mój świat aktualnie tak wygląda, że przydałoby się więcej patriotyzmu, do którego można zapraszać, a mniej nacjonalizmu, dla którego zaraz nie tylko moi sąsiedzi, ale też moja rodzina okaże się niewystarczająco polska. Bo u mnie, dokładnie tak samo jak u Ciebie, wystarczy zajrzeć niezbyt głęboko w drzewo genealogiczne, żeby znaleźć pół świata. Dla nikogo to nie ma znaczenia oprócz ludzi, którzy mają jakieś z dupy wyjęte pomysły.
Jeśli będziemy tym poglądom dawać twarze i wprowadzać to w naszą normalność i codzienność, zamiast to kategorycznie ganić i poddawać krytyce, to będzie tego więcej. Nawet w tej chwili czyta mnie jakiś człowiek lekko identyfikujący się z nacjonalizmem jako być może nie takim złym konceptem i obraża się na mnie, że wrzucam tak wszystkie niuanse do jednego wora, przecież nie wszystko to od razu ten niedobry faszysta i jak ja mogę tak nie rozumieć.
Słonimski dawno temu napisał, że czytelnik ma zdanie z góry ustalone i zmienia je bardzo niechętnie — prawie wyłącznie pod presją utraty zarobków lub znaczenia.
Zatem dla nieśmiałego sympatyka nacjonalizmu mam propozycję, żeby opracował systematycznie swoje poglądy, które nacjonalizmem wcale nie są, a faszyzmem to już w ogóle. Nadał im jakąś dobrą, nową nazwę, spisał maszynopis i dał do sprawdzenia swojemu filozofowi. W międzyczasie wyobraził sobie, gdzie wyląduje w strukturze społecznej, jeśli nie będzie na jej szczycie. Na początek — jak ważne będą jego interesy w tym nowym społeczeństwie, jeśli nie będzie biały jak różowa świnka, cały i zdrowy, z regularną wypłatą i wolnym czasem do spędzenia po swojemu.
Potem niech nie traci mojego czasu na współpracę przy swojej nowej filozofii. Przeczytałam nie tylko słownik wyrazów obcych, więc niczym mnie nie zaskoczy, a za podkreślanie błędów logicznych w tekście i dopisywanie na marginesie “rozwinąć!” albo “kontekst!” biorę pieniądze.
Jest wiele już istniejących postaw, które dużo lepiej przysłużą się tej ojczyźnie, którą mamy szanować. Zamiast w nacjonalizm można zaangażować się w wolontariat. Jak ktoś nie lubi ludzi, to niech pomaga zwierzętom, od razu utwierdzi się w przekonaniu, że część ludzkości jest nic niewarta.
Można wybierać-przebierać w gotowych poglądach, które nie doprowadzą tego kraju do stanu, w którym oprócz nacjonalistów nikt nie będzie mógł mieszkać, ale też nikt nie będzie chciał. Zamiast tego można uprawiać naukę, sztukę, technologię — i próbować osiągnąć taki poziom, żeby część chwały pracowała na pozycję Polski w świecie a także, przepraszam, w naszych sercach.
Bycie przyzwoitym człowiekiem to też zawsze dobry pomysł.
Cały Twój post skupia się de facto na kwestii przemyślenia swoich poglądów. Rozliczne przykłady ludzi kierowanych nienawiścią (i powiązanym z nią lękiem) dowodzą, że ludzie ci mają zerowy kontakt ze swoimi poglądami, emocjami itp. Dlatego mimo że to, iż “grupa otwarta, różnorodna, wspierająca i w kontakcie jest bardziej odporna na te same przeciwności, które wyniszczą grupę zamkniętą, monolityczną i dumną ze swojej walki z wszelką innością” jest logiczne, jasne i oczywiste – niestety nigdy nie będzie takie dla wszystkich…
Cóż mogę rzecz jeszcze. Edukacja, edukacja, edukacja. Zadanie na pokolenia. Bez należytego wsparcia rządu danego państwa – b. ciężkie.
Ugh, przez przypadek powyższy comment dodał się z już nieużywanego konta, przprszm.
ano.
w ogóle mam wrażenie, że jak człowiek jest sam ze sobą w łączności, to paradoksalnie robi się dużo prościej.
Jest taki mechanizm w psychice ludzkiej, że podobnym ludziom przypisujemy podobne zachowania. Mechanizm choć jest prymitywny, jest bardzo skuteczny.
I choćbyśmy się zapierali ze jesteśmy cywilizowani i nad tym panujemy, to tak po prostu nie jest.