Phoner przychodził kiedyś pograć na plejstejszyn. Przynosił jakieś wydruki, siadał pod telewizorem i mieliśmy go z głowy na dwa dni — przechodził gry cicho, bezwonnie i morderczo systematycznie, a drzemał niepostrzeżenie. Poniżej prawie niezredagowany przepis na miętusa, którym nas czasem karmił.
zmiksować:
- 300 g margaryny
- 1 szklankę cukru
- 2 opakowania cukru waniliowego
- dodawać po 1 jajku (z sześciu) i dalej miksować.
dodać:
- 2,5 szklanki mąki
- 4 łyżeczki proszku do pieczenia
- 10 opakowań herbaty miętowej – oczywiście rozerwać torebki :)
- ciągle miksować.
zetrzeć 1,5 szklanki lub trochę mniej świeżych jabłek (nie za dużo, bo przez to chyba zakalec wychodzi). 1,5 tabliczki czekolady zetrzeć i zostawić kilka wiekszych kawałków (fajnie się stopią). wymieszać to wszystko, ale już łyżką. piec około 1h.
po kilku wypiekach zmodyfikowałem lekko przepis: czekolady nie trę (w ten sposób połowa roztapia się na rękach i zostaje w okolicy tarcia), tylko łamię na jak najmniejsze kawałki. i tak roztapiają się w cieście, efekt bardzo fajny. a ciasto miksować jak najdłużej (niech miesza się podczas walki z czekoladą), będzie fajnie puchate. z jabłkami wymieszać starannie, ale powoli, i łyżką, żeby nie oklapło.
polewa:
- 0,5 kostki margaryny
- 0,5 szklanki cukru pudru
- 2 łyżki mleka
- 2 łyżki kakao
i to gotować, aż wyjdzie ładna polewa. jak ciasto wystygnie to polać i gotowe :)
(ale ja robię bez polewy, bo nie lubię glutów).