Od 2007 r. niewiele się zmieniło (nocia była: alleluja i do przodu). Może tyle, że nie ojcowie umierają, tylko koty, nie pracuję już w drugi dzień świąt oraz zrobiłam listę prezentów, co jednak ułatwia życie. Oraz ludzie z tzw. mojego pokolenia zaczęli przed świętami piec rzeczy, a niektórzy nawet szykować własne wigilie. Macocha już podpuszcza brata i mnie, że “w przyszłym roku to hoho, musicie przecież poćwiczyć te przepisy, zanim doszczętnie nam rozum odbierze”.
Ale że św. Mikołaj to palant, przypomniałam sobie ostatnio, przegrzebując ostatnie pudła po przeprowadzce. Spójrzcie tylko na portret pamięciowy, który wykonałam w latach 80. zeszłego wieku: