Dojrzewanie to też taki moment w życiu, kiedy wszystko się dużo mocniej przeżywa. To normalne i też trochę mija. Ma to jakiś związek z hormonami. Rzeczy mocniej wkurwiają, bardziej wzruszają, mocniej załamują. Perspektywa jest jednocześnie krótka i bardzo długa (jak się jutro spóźnię, to mnie Zabiją/jeśli nie pójdę na studia, to nie znajdę pracy i Umrę z głodu na starość).
Świeżo dorosły człowiek jest w ogóle bardziej kategoryczny i skory do ocen — to pochodna potrzeby uporządkowania otoczenia — oraz łatwiej nabiera się na Proste Wytłumaczenia, Jak Działa Świat. Częściej się płacze, częściej się udaje, że coś nie obchodzi w ogóle, chociaż obchodzi. To normalne i też trochę mija. Z wiekiem i doświadczeniem wyrabiamy sobie dystans i umiejętność nazywania tego, co się dzieje z nami albo dookoła.
Podobno circa do 25. roku życia ma się jeszcze niewykształcone obwody w mózgu odpowiedzialne za ocenę ryzyka, dlatego robi się Te Wszystkie Rzeczy. To nie do końca źle, bo dzięki temu łapiemy doświadczenia, które ominęłyby nas, gdybyśmy bezpiecznie zamknęli się w domu. Słabo jest wtedy, kiedy ładujemy się z tej okazji w nałogi, koszmarne długi albo nieuleczalne choroby czy toksyczne związki (nawet jak z tego wyjdziemy z czasem, smród może się ciągnąć dziesiątki lat).
Są liczne badania, zupełnie naukowe, wykazujące, że osoby pogodne i życzliwie nastawione do świata lepiej znoszą stres, porażki i ból fizyczny. Są też takie badania, które wykazują, że stres i ból fizyczny uszkadzają te kawałki mózgu, które odpowiadają za bycie pogodnym, życzliwym, odpornym na załamania i odpowiednio optymistycznym. Co mogę powiedzieć. Unikanie niepotrzebnego bólu fizycznego wydaje się raczej naturalnym instynktem. Do obniżania poziomu stresu służą własny odruch patrzenia z dystansem na napięte okoliczności oraz głaskanie mruczących kotów. Niezmiernie pomaga też zachowywanie w swoim otoczeniu czystości i porządku (dla każdego to oznacza co innego, oczywiście) oraz dbanie o estetykę rzeczy, na które często się patrzy (szafka, widelec, plakat na ścianie, kubeczek).
Jeśli odporności na załamania, stres i ból nie dała nam rodzina za pomocą wychowania (trochę chwaląc, dużo przytulając oraz ogólnie okazując nam wsparcie i akceptację niezależnie od sytuacji), to może być niełatwo, ale na szczęście nie jest za późno, żeby sprawić sobie taki prezent samodzielnie. Służyć do tego mogą: urządzenie sobie własnej rodziny zastępczej w osobach przyjaciół, wspieranie się wzajemnie w przedsięwzięciach i kryzysach, autoanaliza, terapia, wysypianie się, seks, świeże powietrze, cisza, próbowanie nowych rzeczy, zachowań i rozwiązań, unikanie i odrzucanie niekonstruktywnej krytyki, uprawianie sportu i uprawianie hobby. Można łączyć.
Z mojego doświadczenia
Jestem za tym, żeby pozwalać sobie na przeżywanie jakichś rzeczy — to nas kształtuje — i nie deptać tego, ale jednak trzymać w ryzach. Na przykład: dziś sobie porozpaczam dramatycznie, chociaż zdaję sobie sprawę, że za tydzień/miesiąc/rok to nie będzie miało znaczenia.
Zawsze miałam paru znajomych, którzy przychodzili do mnie poprzeżywać na bieżąco. Starałam się ich dyskretnie do tego zniechęcać, bo to jak oglądanie telenoweli. Przez trzysta odcinków dzieje się z grubsza to samo, bardzo ekscytująco, a tak naprawdę ciekawe są tylko początek i koniec.
Uwaga: jeśli nie radzimy sobie z trzymaniem w ryzach, jeśli czujemy, że rzeczy nas kopią mocniej, niż to warte, można iść do specjalisty. Sensowny terapeuta fachowo wysłucha i pokaże nam sposoby, jak to ogarnąć. Przyjaźń to terapia dla ludzi, których nie stać na fachowca. Dobrą przyjaźń poznasz po tym, że ktoś najpierw ustala, “potrzebujesz się wyżalić czy już mam szykować dobre rady”, następnie pyta Cię “co zamierzasz z tym problemem zrobić” i się nie wymądrza, a potem pomaga, wspiera albo nie przeszkadza w tym, czego potrzebujesz.
W zasadzie możesz się odprężyć
Jak być rozsądnie wyrozumiałym wobec siebie i nabrać dystansu? Spokojnie — nikt nie wie. Wszyscy próbują, przesuwają suwak po skali i w końcu znajdują jakieś miejsce pasujące z grubsza. Zastanawiają się, jak bardzo obchodzi ich cudza opinia (popularne narzędzie miernicze), próbują zbadać, jak bardzo sami są surowi. Zbyt dużo samozadowolenia? Niedobrze, bo przestajemy się rozwijać; próbujemy dalej. Za bardzo sobie dopierdalamy? Przysłuchujemy się, czyj głos to robi, czy to są zdania, które słyszeliśmy od rodziców, nauczycieli, kumpli. Odsuwamy troszeczkę.
Kiedy już nic się nie da zrobić, śmiejemy się z siebie. Serio, nie ma bardziej męczących i zmęczonych ludzi niż ci, którzy traktują siebie śmiertelnie poważnie.
Przykładowe frazy
Nie dokopuj mi, ja tu się zmagam!
O rany, nie wiem, co sobie wtedy myślałem/am, głupi/a byłem/am chyba troszkę.
Inni dorośli to rozumieją. Jeśli ktoś starannie nie rozumie i nie ma w sobie wyrozumiałości, to nie jest naszym kolegą, tylko hipokrytą i czeka go praca nad sobą, a my spierdalamy w przeciwnym kierunku i zwrocie, bo sami potrafimy sobie dokopać znacznie lepiej niż jakiś obcy palant.
—-
Dużo rzeczy trzeba w życiu udawać, ale dobrze by było jak najmniej udawać przed samym sobą. Wtedy łatwiej też podchodzić szczerze do pozostałych interakcji międzyludzkich, o których będzie w następnym odcinku.
Sharing is caring! Podrzuć link komuś, kogo lubisz.