jak być dorosłym 3, czyli jak coś spieprzyć

Masz za sobą serie egzaminów gimnazjalnych/maturalnych, przy okazji których mówiono Ci, jak to całe Twoje przyszłe życie zależy od ich wyniku. Prawdopodobnie zatem już przeczuwasz, że prawie wszystko, co robimy, ma jakieś konsekwencje albo skutki.

Częścią dojrzewania jest popełnianie błędów. Szkoła nas uczy, że błędy mają niemal wyłącznie negatywne konsekwencje, bo dostajemy zły stopień, skutkiem czego czujemy się głupi, gorsi, niesprawiedliwie potraktowani itd.

Spieszę zwrócić uwagę, że (wbrew temu praniu mózgu) błędy robią dokładnie to samo, co robią osiągi. Mianowicie jest to coś znakomitego — pokazują nam, jacy w danej chwili jesteśmy. Nawet nie czujemy, jak nas to zmienia. A jednak nagle wiemy, że to umiemy, tego nie. W to najwyraźniej włożyliśmy adekwatną pracę, a w tamto nie. Na to reagujemy tak, a na tamto inaczej. W tym jesteśmy naturalnie lepsi, a w tamtym lepsi są inni. To jest zachowanie akceptowalne, a od tego ludzie się krzywią.

To jest mnóstwo wartościowych informacji, które możemy wykorzystać na przykład po to, żeby poczuć się gorzej, załamać, położyć na ziemi, zawinąć w białe prześcieradło i powoli poczołgać w kierunku cmentarza.

Ale nie zawijamy się i nie czołgamy, ponieważ konsekwencje w życiu pełnoletnim mają to do siebie, że bierze się je na klatę i nasuwa dalej.

Pochodne tej zasady są takie, żeby z jednej strony nie pakować innych ludzi na niewybuchy, a z drugiej nie dać się wkręcać w cudze kombinacje (na przykład że niby jesteśmy odpowiedzialni za to, że komuś się coś nie udało, chociaż nie złamaliśmy mu nogi deską, kiedy właśnie właził po schodach). Jesteśmy odpowiedzialni za siebie, swoje życie i swoje uczucia, sami podejmujemy decyzje — tak jak każdy. Szanujmy się wzajemnie, szanujmy cudze decyzje, choćby nie wiem, jak durne. Nie szydźmy, jeśli komuś coś nie wyjdzie.

tulimy.

Czasem trudno podjąć Właściwą Decyzję, bo ma się za dużo do wyboru. Niestety, jedynym złym wyjściem jest nie zdecydować się na nic, bo z tego zostają tylko nudne rozmowy na imprezach o niezrealizowanym potencjale (jeden z nawozów pod wysiew “takich zdolnych, takich leniwych”).

Nawiasem mówiąc, możemy zdystansować się od tego, jak nas oceniają inni i zastanowić się, co z tym możemy zrobić. Bo da się położyć laskę na dobre stopnie z chemii, pogodzić się z tym, że nigdy nie będzie z nas Curie, ucieszyć się, że języki obce przychodzą nam z łatwością i spróbować nauczyć się jeszcze jednego (i jeszcze jednego). Możemy też przysiąść nad chemią, porozmawiać z nauczycielem czy profesorem, żeby nie miał wobec nas nieprzystających wymagań; wejść w spółkę z kimś, kto też się zmaga, i uczyć się razem. Są opcje. Warto czasem poświęcić trochę czasu na rozważenie opcji, bo nie wszystkie są oczywiste.

Jak widać z powyższego, możemy w kontakcie z problemem o przewidywalnie złych konsekwencjach zmienić sobie cel. Nie będzie nim piątka z chemii, tylko na przykład zrozumienie podstaw (z którymi ewidentnie mamy problem) i starczy. Nie będzie nim wszechstronność szkolna, tylko na przykład specjalizacja. Mówiłam już, że jedyna rzecz, na którą musisz być w życiu w stałej gotowości, to zmiany? I sprawna reorganizacja priorytetów?

W zasadzie możesz się odprężyć

Należy myśleć o konsekwencjach, ale nieprzesadnie. Nieprzewidziane konsekwencje zupełnie spokojnych planów i i pomysłów zdarzają się każdemu i jest to normalne. Nie namawiam do podejmowania absurdalnego ryzyka, ale rozumiem, że trudno ocenić, które ryzyko jest absurdalne, a które do przyjęcia. Jednak niezmiernie rzadko się zdarza, że:

  • ktoś super wartościowy obrazi się na nas na całe życie, kiedy zrobimy coś głupiego
  • jeśli rzucimy pracę, to nigdy żadnej innej nie znajdziemy
  • gdy coś nie potoczy się po naszej myśli (albo jeszcze lepiej: po cudzej), to nastąpi koniec świata
  • jeśli ominie nas jakaś okazja, to nie nadarzy się inna.

Bardzo dużo zależy od naszego podejścia. Porażka może być tragedią lub Nowym Doświadczeniem, przygoda może być Stratą Czasu lub nie, zmiana może być Na Gorsze albo być wcieleniem Okazji. Jeśli się odprężysz, ale nie przestaniesz uważać, jeśli pozwolisz sobie na dystans i odrobinę cierpliwości, wszystko się ułoży. Jakoś.

Jeśli coś uporczywie się nie układa, to może być taka pułapka, w którą ludzie mają tendencję wpadać. Po angielsku nazywa się sunk cost fallacy, polega na tym, że kiedy zainwestowało się w coś czas, pieniądze, wysiłek czy cokolwiek, to bardzo trudno to porzucić i się brnie. Jeśli od szóstego roku życia uczysz się grać na skrzypcach, to prawdopodobnie machniesz (ostrożnie) ręką i pójdziesz studiować na odpowiedni wydział Akademii Muzycznej, nawet jeśli podskórnie czujesz, że nie będzie z Ciebie żaden Yehudi Menuhin. Jeśli siedzisz w jednej firmie od lat, to posiedzisz jeszcze parę, bo szef kusi nieokreśloną wizją awansu. Bo “szkoda tych lat pracy/ćwiczeń”. Sunk cost rośnie z pozycji czynnika, który warto brać pod uwagę, do Jedynego Sensownego Wyboru. Uważaj na to i nie daj się wpuścić w kanał, w którym nie jest Ci dobrze. Nie mówię, żeby rzucać wszystko, jak tylko trochę się znudzi, tylko żeby wiedzieć, że coś takiego jest i uwzględniać.

Czasem też ludzie przywiązują się bardzo do tego, czego by chcieli. Wyobrażają sobie jakiś jedynie słuszny przebieg wydarzeń i znęcają się nad sobą na tysiąc sposobów, kiedy sprawy toczą się inaczej. Prowadzi to do przeoczenia licznych okazji i ogólnego obniżenia jakości życia.

Z mojego doświadczenia

Oczywiście nic nie jest ważniejsze ode mnie, ale świat nie kręci się wokół mojej dupy — dla Ciebie też nic nie jest ważniejsze od tego, co Ty chcesz, choć mało kogo poza Tobą to obchodzi. Dlatego jeśli coś spierdolimy w kontekście międzyludzkim, to dobrze jest krótko, rzeczowo i wiarygodnie wytłumaczyć swoje zachowanie, osobę przeprosić oraz spytać, czy wszystko w porządku, co tak naprawdę miało miejsce i co mogę zrobić, żeby było dobrze. Ludzie wtedy wracają do tego, co robili wcześniej albo zaczynają opowiadać o sobie, albo nastawiają się zadaniowo i prędko zapominają o naszym faux pas. Nerwowość jest zaraźliwa, więc jeśli będziemy robić wokół siebie zamieszanie, to dopiero ludzie zwrócą uwagę (wrócimy do tego później).

Jeśli coś spierdolimy naprawdę gruntownie i ustalimy z cierpiącą z naszego powodu osobą, że jednak niewybaczalnie, to trzeba zachować się przyzwoicie, wyrazić skruchę i wraz ze swoimi wyrzutami sumienia oddalić się na bezpieczną dla tej osoby odległość, na tyle czasu, ile ta osoba potrzebuje (włącznie z “na zawsze”). Nie jest to najprzyjemniejszy obrót sytuacji, ale za to pamiętajmy, że też mamy do tego prawo, jeśli ktoś nas skrzywdzi.

Wracając do lżejszych tematów, Zły Major Witek podpowiada, że jest taki klasyczny błąd międzyludzki, którego można uniknąć. W dzieciństwie mamy zwyczaj entuzjastycznego przynoszenia czegoś zajebistego rodzicowi w celu zebrania pochwał i uznania, a także podzielenia się radością. To fajny zwyczaj, dobrymi rzeczami należy się dzielić, nikomu od tego nie ubędzie, ale za dorosłości trzeba uzwględnić dodatkowy czynnik. Nikt poza rodzicem nie ma obowiązku zawsze mieć czasu, uwagi i ochoty na Twoje znalezisko. Jeśli ludność nie reaguje odpowiednio entuzjastycznie, nie należy tego brać do siebie i wyciągać wniosku, że już Cię nie lubią i są głupi. Ludność może się czymś akurat martwić, może być zajęta, mieć coś innego na głowie. (Mama też tak miewała, ale nikt nie wiedział, co oznacza ten szklany wzrok wbity w ścianę za naszymi plecami). A może napierdalasz bez ustanku.

Być może nie jest to oczywiste, ale będąc osobami świeżo pełnoletnimi mamy więcej czasu, niż nam się wydaje. Jest czas na eksperyment, który nie musi się udać, np. rok na studiach, które okażą się klęską. Spokojnie zdążysz przeskoczyć na inne. Jeśli jeszcze tego nie wiesz, za parę lat zorientujesz się, że nie ma czegoś takiego jak zmarnowane doświadczenie. Rok na lewych studiach da Ci na przykład nowych znajomych i kupkę chwilowo bezużytecznej wiedzy, która zaprocentuje niespodziewanie za jakiś czas.

Przydatne frazy

Wszyscy czasami zachowujemy się jak idioci. Jeśli zamartwiasz się, że ktoś zwróci uwagę na Twoje zachowanie, od którego już w trakcie jest Ci głupio, to mam dwie wiadomości. Pierwsza jest taka, że najprawdopodobniej nikt nie daje latającego faka (nikogo nie obchodzi, co robisz i nikt nie ma pojęcia, że się z tym męczysz niezwykle). Druga, to że niezależnie, czy ktoś zwróci uwagę czy nie, zawsze możesz powiedzieć na głos:

Nie wiem, dlaczego tak zrobiłem/am. Jest mi głupio. Sorry.

No i co teras? Nic. Ty się zastanowisz później, dojdziesz do czegoś albo nie, a osoba zwracająca uwagę wie to, o co jej przede wszystkim chodzi — że Tobie też nie umknęło.

embarrasing

Dwa lata temu nie ustąpiłem/am miejsca w autobusie, bolały mnie plecy. Przepraszam, zwykle ustępuję, po prostu wtedy nie byłem/am w stanie. Mam nadzieję, że to nie jest kryterium [rozmowy o pracę, którą aktualnie odbywasz i udało Ci się trafić właśnie na osobę, której wzrok prześladował Cię przez dwa lata rozpamiętywania przed snem].

Jeśli osoba tego nie rozumie, to jest bałwanem albo hipokrytą i możesz nie brać tego do siebie. O tym, jak radzić sobie z durnymi osobami, będzie chyba w odcinku “Ludzie to wilki”.

—-

W następnym odcinku będzie o ważnej odpowiedzialności spoczywającej na osobie dorosłej — osiągania samoświadomości, integralności i kultywowania samorozwoju. Nie wiem, jak to dowcipniej ująć.

Sharing is caring! Podrzuć link komuś, kogo lubisz.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *