Trochę o nowych serialach pisałam na komunicie w gieplusie, ale dla porządku powtarzam je tutaj, bo trochę zaniedbuję ten dział, a to przecież moje ulubione hobby.
Chicago Fire dupy nie urywa, sztampowa historia strażacka. Obsada cudnej urody i poprawna politycznie, wszystko przewidywalne jak wyniki głosowania nad niektórymi ustawami.
Cracked. Kanadyjskie. Psych Crimes and Crisis unit zajmujący się przestępstwami popełnianymi przez osoby zaburzone. Scenariusz zagadki kryminalnej obiecująco świeży, ale ustawienie personalne ekipy — sztampowe. Główny bohater jak zwykle skrywa bolesną tajemnicę i sam jest trochę zaburzony, główna bohaterka jak zwykle będzie mu lojalna i spróbuje go trochę uratować. I tak dalej.
Deception. Amerykańskie. Detektywka miała kiedyś przyjaciółkę z bogatego domu, przyjaciółka nagle martwa, detektywka przy okazji pogrzebu idzie do bogatego domu rozgryźć temat. Dom pełen krewnych, każdy z jakimś powodem. Nie mogę uwierzyć, że dla tej produkcji Laz Alonso zostawił Breakout Kings.
Go On sprawia mi przyjemność. Matthew Perry dobrze przygotował się do tej roli w Mr. Sunshine, ekipa świrów jest zacna (zwłaszcza Mr. K), jest pogodnie i wszystko dobrze się kończy.
Kroll Show przypomina mi Portlandię, tylko jest szybszy, inaczej przegięty i przywiązany nie do miasta, tylko do Krolla. Wcześniej nie miałam z gościem do czynienia (poza tym, że mignął w Parks and Rec), niektóre motywy ma niezłe, zwłaszcza szczególiki, ogólnie widać zamiłowanie do darcia łacha z reality shows. Odcinki składają się z przeplatających się scenek kilku historii. Dużo znanych twarzy bierze udział. Jest okropny, będę oglądać (m.in. dlatego, że Key and Peele chyba mają przerwę).
Legit jest straszliwy, ale supersłodki. Jim Jefferies po pierwsze z dzioba przypomina mi jednego bezlitosnego zioma z Irlandii, wiesz, że do Ciebie mówię, a po drugie przypomina mi go z poczucia humoru, więc jestem w domu. A także bardzo ciekawa, jak się sytuacja rozwinie. Pilot miał scenariusz i historię. Monotonne rozkminy podmiotu lirycznego całkowicie mnie wciągają, za niepoprawności polityczno-obyczajowe dodatkowy plusik, drugi za akcent.
Mr. Selfridge ładny, starannie zrobiony i lubię Pivena. Wciąga i uwodzi. Więcej napiszę później albo nie.
Parks and Recreation zaczęłam oglądać z powodu Rona Swansona i serial wziął mnie całkowicie. Nie nada się dla ludzi z wrażliwym obciachem, ale ja łkam ze szczęścia (nawet do Aziza się przyzwyczaiłam, a przecież go nie lubię). Wódka dla scenarzystów.
Transporter. The Series. Żeby było jasne, lubię tę serię filmową, ale bez zajadłego fanostwa (piszczę, krzyczę i płaczę na Fast and Furious, tak, nawet na Tokyo Drifcie). Ten serial jest okropny. Prawdopodobnie będę oglądać.
Audi dało na niego wystarczająco dużo kasy, żeby starczyło na bondowatą czołówkę, a nawet na tyle, żeby znaleźć się w tej czołówce w licznych zbliżeniach. Oraz na to, żeby badguye jeździli mercami.
Produkcja jest międzynarodowa, nie amerykańska, co ma tę zaletę, że powiało świeżością w krajobrazach oraz wśród twarzy na drugim planie. Niestety, straszne tam drewno i sztampa. Utkwił mi zwłaszcza jeden aktor, który dostał dialogi pełne brzydkich wyrazów i ewidentnie przychodziły mu one z trudem.
A propos sztampa, pierwszy badguy nazywa się Jurgen, a wśród kolejnych będzie Drago. (Znaczy, rozumiem zabawę konwencją i te sprawy, ale jeśli jajako widz nie chichoczę podczas radosnego wyłapywania klisz, tylko jęczę “oesu”, to nie jest dobrze).
Zbliżenia product-placementowe, bardzo dobre — dużo i często. I długie.
Nie lubię Chrisa Vance, mam z nim problem od czasu niefortunnego serialu Mental, który zdaje się kancelnęli po pierwszym sezonie (the sooner, the better). W ogóle facet szwenda się po kilku serialach i ewidentnie pada ofiarą zamiłowania amerykańskich producentów do wyspiarskiego akcentu w mowie. Mianowicie oni tam uważają, że to jest klasi i stajli. Tylko że Vance ma trochę ziemniaczaną twarz, a na ekranie wygląda zawsze na niższego, niż jest w rzeczywistości (chyba że kłamią na imdb z tym metrem osiemdziesiąt).
Sidekiczka od technologii jest oczywiście blond (mam o tym notkę), a sidekick jest oczywiście trochę tępy w rozmowie.
Nie wiem, jak się czuje Statham teraz, ale wyobrażam sobie, że siedzi przy stoliku i chowa twarz w dłoniach, a przed nim stoi prawie dopita butelka whisky. Na otarcie łez:
Klatka piersiowa bohatera serialu, wypięta jak u gęsi wyścigowej, budzi moją matczyną opiekuńczość, mianowicie mam ochotę gościowi dopiąć koszulę. Sceny walki ewidentnie zachoreografowane* najlitościwiej, jak się da. Jedna z nich jest nawet ilustrowana okrzykami sidekicka przywodzącymi na myśl ścieżkę dźwiękową z gry kopanej.
Główny bohater ogromnie z siebie zadowolony, bardzo próżny, ale jako podróba Bonda — bardzo słaby. Nie wystarczy dać gościowi dobry gajer, wózek i zegarek, żebym dała się nabrać. Nie ma tej, no, wewnętrznej elegancji.
Scenariusz wali ścierą, ale nie dla scenariusza się tutaj spotykamy, tylko dla pościgów. Oczywiście jest dużo popisów motoryzacyjnych, co jest fajne, ale dźwiękowo nierówne, trzeba mieć pilota w pobliżu.
Serial ostrożnie puścili najpierw na Europę, w Germanii się sprawdził, co dalej, zobaczymy. Jeśli się przyjmie, puszczą w Ameryce albo skancelują.
*
Wiedziałam, że coś mi dzwoni w choreografii — robi ją mój prawie najulubieńszy Cyril Rafaelli (Banlieu 13, Transportery oryginalne, drugie Taxi, Die Hard czwóreczka).
————–8<————–
No i zabrałam się w końcu za Breaking Bad.
Wiem, że świetne, nagradzane itd. było mi wielokrotnie reklamowane jako znakomite, mocne, brutalne, nie oglądaj, jeśli jesteś wrażliwa na przemoc, niesamowite dialogi, psychicznie rozwala itd.
Jestem zachwycona — tempem (niespiesznym, ale odcinki odczuwam jako dwudziestominutowe, a czterdziesto), zdjęciami (teatr telewizji plus tysiąc), aktorstwem! i scenariuszem.
Dialogi, wbrew obietnicom, nie wypinają mnie z butów, a taka brutalność w ogóle nie rusza. Psychicznie nie rozwala, ale znakomicie wciąga w klimat. Wnerwia mnie żona bohatera. Cranston jest świetny (w ogóle mi nie przeszkadza, że tutaj gra trzema motywami na krzyż, świetnie wygląda na zbliżeniach).
Znakomity, bez dwóch zdań.
UTOPIA.
Zdecydowanie “Utopia” oprócz wspomnianego “Legit”.
Nawet jesli serial się zużyje to muzyka, którą wydłubał Cristobal Tapia de Veer będzie mi dłubać w głowie. :)
bardzo podobało mi się pierwsze dwie trzecie pilota Utopii, a potem zaczęły się pyszne, bezsensowne, brytyjskie sceny tortur i musiałam wyłączyć, zwymiotować i posprzątać.
Dzień dobry.
Jak tak sobie czytam, co oglądasz, robisz, myślisz to zastanawiam się, czy aby na pewno jesteś tylko jedną osobą ? :) Ja wiem, że kobiety potrafią ogarnąć na prawdę sporo rzeczy – w końcu od pokoleń ogarniają dom, rodzinę, dzieci, męża itp itd, ale i tak nieustannie mnie to zaskakuje.
Ps.
Poza tym muszę Ci się przyznać, że Twoja strona (i wcześniejsza) stały się dla mnie inspiracją/kroplą przepełniającą czarę i postanowiłem spróbować zrobić swoją stronę www. Wiedzę mam na temat tylko trochę mniejszą niż na temat zbudowania statku kosmicznego, więc zapewne szybko efektów nie będzie o ile w ogóle nie skapituluję. Tak czy inaczej wiedz, że jesteś Inspiracją : )
Pozdrawiam.
dziękuję. jest mnie sztuk raz, ale powiedzmy sobie szczerze, nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie banda znakomitych, inspirujących intelektualnie (oraz dostarczających herbatę, przyjmujących pod dach, popędzających i szturchających) przyjaciół i znajomych.
nawiasem mówiąc jestem zdania, że ludzie w ogóle są zdolni do ogarniania wielu rzeczy naraz (albo po kolei) jeśli mają ochotę, wsparcie i prawdopodobnie odrobinę ADHD. albo kiedy się zirytują.
stronę rób i pochwal się bez obciachu. okoliczna ludność z pewnością chętnie podpowie, jak wszystko zrobić lepiej ^^