W nerdowym, włochatym, okablowanym, męskim świecie IT co jakiś czas wraca dyskusja na temat dziewcząt i dlaczego ich tak mało. Okropnie mnie śmieszą takie rozmowy. Przypominam je sobie, żeby przestać zgrzytać zębami, kiedy dzwonię do helpdesku albo muszę kupić kabelek. Wkurwia mnie, że w takich sytuacjach często jestem już w blokach startowych ustawiana jako bezradna kretynka. Ale po kolei.
Nie chcę wchodzić w temat ról społecznych i stereotypów, feminizmu, płciowości i budowy mózgu, bo to musiałoby być wtedy głębokie i przemyślane, pełne kontekstów, tez i antytez, a ja tu nie w tej sprawie. Jestem żeńskim szowinistycznym knurem, deal with it.
Trochę rozumiem. Skoro już dział IT zajęli faceci, to niechętnie wpuszczają tam obcych. Niepokojące jest wszystko, co nie ma fiuta, nie śmierdzą mu stopy i nie pierdzi po burrito. Panikę i potrzebę zabezpieczenia terenu budzi każda istota, która ma inne potrzeby i cykl hormonalny — czy to dziewczyna, czy dział marketingu. Ale, jak to zwykle, wszystko jest kwestią komunikacji.
Przykład z życia wzięty pierwszy.
Kiedy poszłam na informatykę, panowie początkowo odnosili się do mnie z nieufnością przeplataną ciekawością. Szybko wyjaśniło się, że nie szukam męża, ale za to robię zajebiste ściągi. Nie przyszłam tu, żeby w męskim otoczeniu czerpać korzyści z mania cyca, tylko żeby zostać inżynierem. Do końca studiów pracowałam ciężko, ale jako dziewczyna miałam jak u panabuka za piecem. Jak jakiś leszcz z innej grupy zionął seksizmem, panowie otaczali mnie tarczami jak rzymska formacja. Kiedy lekceważył mnie profesor, panowie go prasowali. Ani razu nie zatrzepotałam w tym kierunku rzęsą i nie jęczałam jak mała dziwka bez szkoły. Byliśmy najfajniejszą grupą na roku, razem chlaliśmy, razem wynajmowaliśmy akademik i razem się uczyliśmy. Nowi wykładowcy witali nas nieodmiennie słowami, że dużo dobrego o nas słyszeli, a żegnali dobrymi ocenami i obietnicą piwa po obronie. Do skonstruowania tej sielanki wystarczyło jasne ustalenie zasad na samym początku znajomości.
Przykład drugi z życia wzięty.
Dzwonię parę lat temu do helpdesku w fabryce, bo zwiędła mi klawiatura. Dożyła swych dni, potrzebuję nowej. Osobnik pyta, czy peesowa, czy na usb. Mówię, że usb. Pyta, czy wtyczka płaska, czy okrągła. Mówię, że płaska, usb. Osobnik przychodzi z dwiema, na wszelki wypadek. Obmacuje starą i mówi — o, faktycznie usb.
To akurat łatwo rozchodziłam — biedny helpdesk zadał to pytanie stu luzerom przede mną, a i tak musiał potem dymać po schodach po właściwe peryferia. Jednak odkąd chłopaki mają u siebie tiketing i widzą historię zgłoszeń z mojego loginu, już po chwili rozmowy królowa jest obsługiwana godnie.
Przykład z życia wzięty trzeci.
Kiedy potrzebuję otworu w szafce, zdarza mi się nie wiercić samodzielnie. Nie dlatego, że mam dwie lewe ręce.
Po prostu wiem, że chłopak lubi pobawić się swoją wiertareczką (powiedział i pokazał. Zawsze, jak ma powiercić, mówi: “ależ lubię wiercić!” i się szczerzy). Taki mam deal ze znajomymi chłopakami, że oni wiedzą, że mogę sama, i doceniają moją łaskawość. Jeśli chcą pomóc, to dlatego, że mogą spodziewać się piwa, a potem ze zrozumieniem wysłucham o tym, jak im się zjebał switch w robocie i jak moronicznie zachował się serwis. Moja wdzięczność między innymi nie polega na tym, że wyręczanie mnie stanie się w przyszłości obowiązkiem. Jestem fajna, mam bufet pierwsza klasa, miło być ze mną w jednym pomieszczeniu, ale nie zakładam, że to wystarczy, by leżeć, pachnieć i oczekiwać przysług.
(Oczywiście nie każda lasia lubi męską szatnię. Ja się akurat dobrze czuję, bo jestem prymitywna. W ramach określania pozycji w stadzie charknę, splunę i zaklnę, a chamstwa nie zniesę. Seksistowskie uwagi obśmieję, komplement przyjmę z podziękowaniem, cudzą wiedzę docenię i wyssam, a kiedy nie rozumiem, zadam pytanie. Jestem taka fajna, że należałoby się mną nacierać).
Ale takie relacje mam z ziomami, z którymi się komunikujemy. Obie strony wiedzą, o co kaman. A w sytuacji przypadkowej? A w sytuacji przypadkowej mam prośbę — widzimy się pierwszy raz, ale nie zakładaj, że jestem moronitą. W każdym razie niezbyt długo.
Przykład czwarty z życia wzięty.
Kupiłam sobie hubik usb w kształcie ludzika, jest bardzo fajny, tylko ma za krótki kabel i nie sięga do biurka. Poniżej przedstawiam sytuację charakterystyczną dla każdej mojej wizyty w sklepie branżowym, kiedy za ladą siedzi mężczyzna.
Dlaczego tak się dzieje?
Dlatego, drogie panie, że z uporem godnym lepszej sprawy robicie mi czarny PR. Zachowujecie się, jakby cackanie się Wam należało, jakby telepatyczne sygnały były powszechnym sposobym komunikacji, jakby w obecności faceta ujebało Wam pół mózgu i ręce.
Dlatego, drodzy panowie, że zamiast mnie słuchać i czytać, patrzycie mi na cycki i wtłaczacie w Wyuczoną Bezradność Beyoncé. Zakładacie, że jeśli nie zgadzam się na protekcjonalne traktowanie, to mam okres albo celibat. Że jajniki wykształcają się kosztem mózgu.
Proponuję więc parę zasad, dzięki którym będzie mi się żyło lepiej.
Dziewczyno.
Kiedy rozmawiasz z serwisantem lub informatykiem, dzwonisz do helpdesku, uczysz się programować, administrować, konfigurować i używać wiertarki.
Nie używaj swojej kobiecości jako treści zastępczej w rozmowie o problemie technicznym. Oczekuj, że cycki nie przesłonią rozmówcy tego, co wtedy mówisz/piszesz. Jeśli Twój rozmówca jest matołem, oto wręczam Ci mandat społeczny na werbalne zrobienie mu z dupy jesieni średniowiecza.
Zakładanie rąk za plecami i bujanie się na boki do słów “OJ, BO JA NIEEEE WIEEEEM” — niedobre.
Nie próbuj wtłaczać się w obraz kobiety, który znasz z obrazków w internecie (ilustracja na końcu tekstu) . Te obrazki robione są pod facetów, żeby im było przyjemniej się dotykać. Nie wykorzystuj tej ich oczywistej słabości.
Nie ma żadnego obciachu w tym, żeby spytać, jak coś zrobić czy naprawić. Nie od rzeczy jest wtedy stosować się do rtfm i nie jęczeć, jak się nie uda od razu. Bądź konkretna, żadnych infantylizmów i żadnego “JESTEM TYLKO KOBIETĄ, WIĘC TŁUMACZ JAK KOMU GŁUPIEMU”.
Jak masz słabą pamięć, to kiedy idziesz do sklepu po jakąś część do komputera, przygotuj się wcześniej. Na karteczce se napisz, jak się nazywa potrzebna część. Weź zjebaną wtyczkę i pokaż sprzedawcy, że taką chcesz. Zmierz miareczką długość potrzebnego kabla. Wiesz, o co mi chodzi.
Jeśli nie planujesz zostać specem od konfigurowania routerów, zapłać komuś, kto się na tym zna. Kasą albo w barterze. Piwem, obiadem, spytaj czym. Czymś, na czym Ty się znasz. Nie tym, że masz cycki, piękny uśmiech i ładnie pachniesz w trakcie. (Facet często nie miałby nic przeciwko temu, ale takie praktyki na dłuższą metę psują rynek).
Kiedy uporasz się z jakimś problemem technicznym, nie biegnij się chwalić, że ojaaa, ale jestem fajna, sama sobie naprawiłam. Napisz, jak to zrobiłaś, żeby jakaś kolejna sierota się z tym nie jebała jak matka z łobuzem.
Zachowaj dystans do siebie i się nie odymaj. Nie zachowuj się jak ta głupia baba, którą nie chcesz być. Nie podkreślaj faktu, że jesteś kobietą, jeśli do wymiany dysku używasz myślenia i palców (jeśli zrobisz to wargami sromowymi, podkreślanie kobiecości będzie redundantne i tak).
Traktuj faceta jak rozumnego człowieka, którym jest. Pochwal, podziękuj, doceń, nie płaszcz się i nie umniejszaj swojej wartości.
Chłopaku.
Zwłaszcza chłopaku z IT.
Kiedy dziewczyna prosi o pomoc i chcesz pomóc, pomóż. Nie wyręczaj bez wyraźnego zapotrzebowania. Nie mów niczego, co może znaczyć “TO ZA TRUDNE NA TWOJĄ ŚLICZNĄ GŁÓWKĘ”.
Jeśli laska prosi o radę, nakieruj, podziel się doświadczeniem, podpowiedz, wytłumacz. Jak nie masz czasu, powiedz, że nie masz czasu, ale tu jest filmik pokazujący, jak to zrobić, tam jest dokumentacja. Mówienie “DOBRA, JA TO ZROBIĘ” — niedobre.
Powstrzymaj się od seksistowskich uwag. Nie sprowadzaj problemu do Jej Okresu czy Jej Kobiecych Możliwości Intelektualnych. Na cycki łypaj dyskretnie.
Jeśli znasz się na czymś i masz właśnie to coś zrobić dla jakiejś laski, określ zapłatę/warunki barteru. Jeśli od faceta, który się nie zna, bierzesz stówę za godzinę, od dziewczyny, która się nie zna, weź 75 zyka za godzinę (zarabiamy mniej od was). Jeśli bierzesz flaszkę, powiedz, jaką flaszkę. Jesteś specjalistą, twój czas i wiedza zasługują na szacunek.
Traktuj dziewczynę jak rozumnego człowieka, którym jest. Nie jak niepełnosprawną umysłowo i manualnie słodką foczkę. Nie płaszcz się i nie zachowuj jak służący.
***
Na przykład graczka w jotpegu siedzi zawsze przed konsolą a) w półnegliżu, b) śliczna, c) w makijażu, d) sugestywnie wygięta. Jestem cała za, ale umówmy się, że w Prawdziwym Życiu jest trochę inaczej:
Bierem sem i robiem masmajling wiadomym osobom.
Cały tekst bardzo dobry ale jedno mi się szczególnie spodobało:
“Na cycki łypaj dyskretnie.”
Uff – całe szczęście że znasz ograniczenia faceta. Bo wiadomo że spojrzy :)
Ja właśnie sobie po każdziutkiej rozmowie z helpdeskiem wbijam do łba, że Oni Tak Muszą, bo dzwoni do nich masa lameriady i trzeba z ofiarą zawsze sprawdzić, czy wie, że usb jest płaskie. Albo że lampka mruga. A to, że Srebrna dzwoni i pyta, czemu serwer bazodanowy nie bangla (i nie, rifresz proxy w explorerze NIE pomoże, ja nie explorerem to macam) to niestety przypadek 1 na 3 tygodnie, więc się biedactwa nie mają szans przyzwyczaić, że ja mam Inaczej.
(opowieści strasznej treści o panach ze sklepu komputerowego, którzy chcieli mi sprzedać małą ładną obudowę z niebieską klapką zamiast dużej brzydkiej szarej to chyba wszyscy słyszeli; róznica była również finansowa, oczywiście; w tym samym sklepie musiałam panu pokazać palcem trójnik i terminator od bencki w koszyczku, żeby uwierzył, że ja naprawdę chcę to kupić)
Przyłączam się do apelu do kobiet – nie róbcie wiochy w IT/sklepach z komputerami/serwisach, bo potem ja muszę wyjaśniać, że naprawdę wiem, że u mnie w domu wifi działa…
#ludziektórzyBNC, współcz i wspólne zgrzytanie zębami.
walczę, wypleniam, a i tak się jeszcze panoszy gdzieniegdzie.
już mi kart combo na wymianę braknie, a często padają.
po świętach robię rozpierdziel i BNCki pójdą się.
Ten po prawej wygląda jak MoNsTeR :>
Dobry wpis. Oj dobry. Widać, że profesjonalne podejście nie będzie uwzględniać płci tylko dostosuje się do panujących warunków. Niezależnie od tych warunków.
Co do HD to pamiętaj, że oni mają najbardziej przerąbaną robotę. Lepiej zatem znosić ich dąsanie się i wielokrotne durne pytania i doceniać ich pracę. Szczególnie, że czasami ticket z HD trafi do ciebie i może się okazać, że brakuje pewnych istotnych informacji… albo są nie do końca zgodne ze stanem faktycznym.
To samo dotyczy sklepów. Na 100 klientów 90% to ignoranci lub ignoranci zgrywający speców. Lepiej więc podejść defensywnie niż później mieć nieprzyjemność z klientem awanturującym się bo mu zły kabelek sprzedano.
nee, monster wciąż ma włosy :D
Romeo, kopę lat! *:
przezacne zaiste
Nieno, nie ostatnio, bez przesady. Od tego czasu wyhodowałam dodatkową warstwę pancerza na skórze, a w domu mam wifi i skrętkę. Wtedy akurat mi było do czegoś cholernie potrzebne, więc poleciałam do najbliższego/po drodze sklepu, a nie czekałam do weekendu na giełdę.
Natomiast zdziwienie panów na “Poproszę terminatorek i trójnik” (“Eee… CO?” “To, to, tutaj”) teraz mnie bawi, ale wtedy wkurzyło. Zemściło się wlatywanie do sklepu komputerowego w letniej kiecce. Było pójść w obrzęchanych dżinsach i bluzie z kapturem :>
Siedzę i łkam – “Przykład z życia wzięty pierwszy” :)
Ale to nie tak. Zdarzenia/osoby/sytuacje ocenia się przez pryzmat doświadczeń, nie płci. Jeśli po kabelek przychodzi 99 kobiet i na pytanie “jaki kabelek” odpowiadają “USB, z okrągłą wtyczką” to kobieta numer 100 nie może mieć pretensji o powtórzone trzy razy pytanie “czy na pewno USB”. To pytanie nie wypływa z kwesti płci tylko z doświadczenia, gdyby ten sam problem z określeniem rodzaju kabelka miało 99 facetów w cylindrach to przy setnym facecie w cylindrze sprzedawca też by się upewniał 3 razy. Płeć jest tu wyłącznie cechą przypisaną do określonego życiowego doświadczenia, nie determinuje sytuacji. Tak więc apel do chłopaków IT jest zupełnym nieporozumieniem, wystarczy ten do dziewczyn ;)
jakbyś taki zmieniła szatę graficzną z biało na czarnym na czarno na białym to może by mi przestały mroczki przed oczyma latać i zajrzalabym była częściej.
a tak to lipa
@informatyczka
och, puleeese, wyłącz style dla strony i endżojuj systemowe -członki- czcionki na białym tle.
w ramach social game, zajrzyj do Wojtka na wo.blox.pl i rzuć mu w komciach podobną uwagę nt. nieczytelnych czcionek i tła. buziaki.
z dyskusji na g+ — będzie do wyboru alternatywny stylesheet, w negatywie. chwilę to potrwa, ale dam znać (nerdkya zostanie z tego wyłączona, bo tam często odbywa się szacher-macher tłem).
w międzyczasie Radek pokazywał, że on w fajerfoksie robi ctrl+a i endżojuje inwersję tekstu.
Jak kto się jeszcze raz uprze (tu akurat uważam że jest czytelnie, a co o stylesheecie WO myślę jest głęboko niecezuralne) to może korzystać z rzeczy typu “Readable”, które tłumaczą i kolorki, i czcionkę.
też tak czasem przez ctrl/japko+a usiłuję, ale:
– bloczki i paseczki z tekstem w ząbek czesane;
– wygląda toto, jak posklejany w łordzie z paseczków jakiś list życzliwego anonima.
wyłączenie stylu w Firefox->Widok->Styl strony-Ignoruj style, daje lepszy efekt.
@Sirocco
Readable nadaje się tylko na notkę, nie na komcie.
Na ^wo blogasku wywalało mi się. Ale ja to na betach jeżdżę, więc się chyba mało liczy.
może jakieś piwo świąteczne czy co? wieki cię nie widziałem a skoro już o Monterze mowa, to jego także wieki. a może i eony.
(…)”Ani razu nie zatrzepotałam w tym kierunku rzęsą i nie jęczałam jak mała dziwka bez szkoły.” (…) Ładne, ładne <-:
A bardziej merytorycznie: co mogę rzec poza tym, że masz milion pińcet procent racji. Ja z tych konkretnych i nietrzepoczących – i nie raz i nie dwa trafiał mnie szlag, kiedy ze względu na płeć automatycznie imputowano mi bycie idiotką. Podobnie jak trafia mnie szlag, kiedy zdarza mi się napotykać panny "Och-Mam-Zbyt-Mało-Testosteronu-Żeby-To-Pojąć". Tak więc – apel bardzo potrzebny.
@nerdkya
“Jestem żeńskim szowinistycznym knurem, deal with it.”
Mój sposób dilowania obejmuje powiedzenie: “Weź się, pani, ogarnij, bo właśnie przez męskich szowinistów z jednej strony a żeńskich z drugiej nie możemy mieć ładnych rzeczy”.
O ile myśl przewodnia notki – “żeby faceci traktowali kobiety jak ludzi i żeby kobiety same nie robiły z siebie podludzi” – jest wysoce słuszna, o tyle wykonanie mrożące. Na dobry początek warto by zgrokować taką w sumie prostą rzecz:
Większość kobiet nie rozkłada rąk nad zepsutym komputerem dlatego, że chcą Ci zrobić na złosć, są leniwie, wygodnickie albo głupie. One szczerze wierzą, że się do tego nie nadają, że to dla nich za trudne i lepiej, żeby się nie dotykały, bo jeszcze pogorszą, zniszczą, zepsują. Tak im powtarzano przez całe życie, tak mówił tata, mama, ich pierwszy chłopak i nauczyciel informatyki, bo w naszym klimacie socjopolitycznym do tej pory pokutuje przekonanie, że kobieta cannot into IT. Nie, wróć – nie pokutuje, bo to zakłada jakąś pokorę czy uniżoną pozycję, a to przekonanie rządzi, panuje, kwitnie jak zajebiście wyluzowany lotos na tafli jeziora. Jasne, są kobiety, którym udało się wygospodarować miejsce w tzw. stereotypowo męskich dziedzinach, bo miały wychlastane na to, co inni o nich myślą, bo wprawdzie nie miały wychlastane, ale czuły ducha walki, bo miały wsparcie w bliskich, whatever. I jedną z najobrzydliwszych rzeczy, jakie można zrobić w takiej sytuacji, w sytuacji kogoś, komu się udało, to zwrócić się z góry do tych trzepoczących idiotek i zagrzmieć, że mają się wziąć w garść, nauczyć i przestać skamleć, bo z ich winy Twoja strona wygląda głupio.
Rozumiem potrzebę spuszczenia pary, tak jak rozumiem potrzebę wsunięcia kilograma czekolady, ale, kurna, na dłuższa metę to nie jest ani zdrowe, ani pożyteczne. Mnie też nie raz dopiekł widok studentek proszących o wygenerowanie pdfa z pracy magisterskiej (do takich rzeczy tylko informatyk i to koniecznie mężczyzna), chociaż instrukcje, jak to zrobić, walaly się w sekretariacie i po korytarzu. Na propozycję, że wytłumaczę na poczekaniu, reagowały jak na propozycję zaimprowizowanego badania ginekologicznego. Stąd mój bezsilny wkurw, ale po kilku latach dotarło do mnie, że one przeważnie nie robią tego z lenistwa – są już tak uwarunkowane przez życie, że na minimum specjalistycznego żargonu zamykają się z przerażenia jak ślimak w skorupie. Ten durny pdf, którego wygenerowałby nawet średnio inteligentny szympans urasta w ich głowach do jakiejś straszliwej wiedzy tajemnej i perspektywa uczenia się tego na poczekaniu, na oczach tłumu ludzi po prostu wprawia je w ślepą panikę. Dlatego się krygują i wdzięczą, byle tylko ktoś podłączył za nie straszliwy skaner na usb albo wymienił cartridge, bo wszystko jest lepsze niż starcie z tym potworem. Jeśli jakaś kobieta bez wsparcia otoczenia (a często przy jego zdecydowanym oporze) kończy studia inżynierskie albo choćby składa komputer – czapki z głów, jest bardzo dzielna, ale musi pamiętać, że nie każdy jest taki dzielny.
W takiej sytuacji zwracanie się do nich kategorycznym: “zrób to, nie bądź głupią babą” działa jak dalszy ciąg paternalistycznego podejścia, który wepchnął je w to szambo już na samym początku. Bombardowanie sprzecznymi komunikatami – “jesteś zbyt głupia, by się tego nauczyć” z jednej, “jesteś głupia, że jeszcze się tego nie nauczyłaś” z drugiej, ze wspólnym mianownikiem “jesteś głupia” działa przeciwskutecznie – ofiara nadal uważa się za zbyt głupią do czegokolwiek, a pdf nadal jawi jej się jako wymysł kabalistów. Jeśli więcej kobiet ma zacząć ogarniać technikę, to należy do tego podejść z minimum empatii i zrozumienia, nie żądać natychmiastowego zdanżania, tylko przede wszystkim odczarować dziedzinę. Podkreślać, jakie to wszystko proste – takie proste, że każdy sobie z tym poradzi, a zwłaszcza ty, kobieto, bo przecież jesteś sprytna i na #sawannie to ty zdobywałaś większość pożywienia, a w ogóle to tylko głupi komputer, więc nie bierz go zbyt serio. You have all the weapons you need – now go fight.
@haywire: :-*
@kya: osobiście w życiu nie spotkałam kobiety “JESTEM TYLKO KOBIETĄ, WIĘC TŁUMACZ JAK KOMU GŁUPIEMU” ani kobiety “OJ, BO JA NIEEEE WIEEEEM” ani kobiety jęczącej jak mała dziwka bez szkoły. Znaczy nie wiem, może masz tylko taki styl i tak naprawdę próbujesz pomóc kobietom w wyrwaniu się ze stereotypów, ale jakoś tak to napisałaś, że czytający ma wrażenie nieempatycznego dokopywania.
O, dyskusja! Super.
@haywire
Nie jest tak, że nie możemy mieć ładnych rzeczy, bo źli ludzie w stereotypie. Możemy mieć ładne rzeczy. Możemy mieć przede wszystkim rzeczy niebrzydkie, ale najpierw same/sami musimy być w porządku.
Poważna myśl przewodnia notki brzmi “żeby faceci traktowali kobiety jak ludzi i żeby kobiety same nie robiły z siebie podludzi”. Myśl przewodnia jest taka, żeby traktować się z szacunkiem w każdą stronę (samą/samego siebie oraz wzajemnie).
Człowiek nie musi znać się na IT, w ogóle. Tylko moim zdaniem, jeśli jest kobietą, także nie musi zachowywać się jak ogólna kretynka ani oczekiwać darmowych usług fachowych dlatego, że ma cycki.
Człowiek z IT nie musi bronić swojego świata przed najeźdźcami. A także, jeśli jest facetem, nie musi wspomnianej kobiety we wszystkim wyręczać, zwłaszcza za darmo, i zupełnie nie potrzebuje sprowadzać jej do parteru brzydkiego stereotypu.
Obie strony zupełnie bezpiecznie mogą używać przejrzystej komunikacji. “Kobieta” może zadeklarować, czy potrzebuje pomocy, bo chce się czegoś dowiedzieć, czy obsługi, bo chce mieć coś zrobione. “Facet” może pomóc albo sprzedać obsługę. Walutą nie musi być pogłębianie stereotypu, mogą to być pieniądze albo pół litra. Zachęcam.
Jeśli wczytać się w moje dwa postulaty, nawołują one do stawiania się na pozycjach, które nie utrwalają stereotypu. Niekoniecznie do ataku ponad siły i chęci. Nie namawiam kobiet, żeby biegły na polibudy doktoryzować się z mechatroniki, tylko żeby idąc po kabelek do sklepu, miały w telefonie fotkę wtyczki. Nie zachęcam facetów do odmawiania pomocy babom, “bo przecież mają wszelki warun, żeby sobie poradzić”.
Piszesz, że to, co można odebrać z notki, zabrzmiało dla Ciebie obrzydliwie. Że poradziłam sobie i mówię innym laskom, że są głupie, że sobie nie radzą, zamiast… Zamiast czego? Nie poradziłam sobie, radzę sobie każdego dnia. Nie mogę dać lepszej rady niż “nie daj się wtłaczać w stereotyp i go nie pogłębiaj”. Jeśli jakaś laska zrozumie z tekstu, że jest głupia, to nie potrzebuje mojej dowcipnej noci, tylko innego rodzaju pracy nad sobą. Nie jestem w stanie wzbudzić w niej szacunku do siebie i refleksji, jak nie utrudniać życia ludziom wokół (np. sprzedawcom peryferiów), nawet jak napiszę sto razy, że nie jest głupia i nie musi się na wszystkim znać, ale jak chce, to może.
Laski czasem robią głupio dla swojej wygody, z odruchu czy z bezmyślności, a skutki potem uderzają na przykład we mnie. Moja notka. Nie polecam swoich metod funkcjonowania w stereotypowo męskim świecie, bo one prawie na pewno pasują tylko do mnie. Pokazuję tylko, że mogą być i takie. Ważny jest wynik — jeśli ktoś po przeczytaniu notki zadumał się nad swoim zachowaniem (po którejkolwiek stronie sztucznej barykady), warto było ją napisać.
Głęboko wierzę w sens spuszczania pary, dyskutowania, edukowania, ale także względnie życzliwego darcia łacha z siebie tak samo, jak z innych.
@camelot
Niestety nie mam większego wpływu na to, co czytelnik poczuje po lekturze, bo każdy filtruje przez siebie.
Nie wiem, czy próbuję pomóc kobietom, bo głównie podążam za swoją wygodą, ale gdyby udało mi się pobudzić tu i ówdzie parę połączeń nerwowych, byłoby super.
@kya:
ależ udało Ci się z pewnością pobudzić połączenia, tylko wątpię, że ze skutkiem, jakiego oczekiwałaś. Jednym z nieodłącznych odczuć większości kobiet poruszających się w stereotypowo męskim świecie jest strach przed zbłaźnieniem się. I często prowadzi to do wycofanie się z jakiegokolwiek działania. Pobudziłaś połączenia do jeszcze większego strachu.
Być może już widziałaś: http://czeresnia.wordpress.com/2012/03/06/mezczyzni-sa-jak-swinki-morskie/
@nerdkya
Dyskusja robi się coraz trudniejsza, bo wbrew pozorom rozumujemy bardzo podobnie i realizujemy te same cele.
“Laski czasem robią głupio dla swojej wygody, z odruchu czy z bezmyślności”
Właśnie – kiedyś ich zachowanie też wydawało mi się głównie efektem wygody czy bezmyślności, stąd bezsilna wściekłość na te techniczne analfabetki. Ale potem przeraziło mnie odkrycie, do jakiego stopnia społeczeństwo _oczekuje_ od kobiet takiego zachowania. Cedowanie obsługi urządzeń na mężczyzn i oczekiwanie, że będą to robić na zawołanie to dwie strony tego samego medalu, niekoniecznie wynikające z wygodnictwa (choć trochę pewnie tak, bo większość ludzi nie przepada za uczeniem się nowych rzeczy). Kobiety od dzieciństwa są przyzwyczajane, że obsługa i naprawianie urządzeń to nie jest zajęcie dla nich, więc po skonfrontowaniu z zepsutym urządzeniem są kompletnie wyrwane ze swojego comfort zone. Dlatego często korzystają z usług znajomego pana złotej raczki, bo to jedyne rozwiązanie, jakie znają, po czym oboje elegancko utwierdzają przy tym panujące stereotypy – “Ojej chyba coś się zepsuło, ja się na tym nie znam”, “Ech, kobitki, co wy byście bez nas zrobiły” (też ubolewam nad małą popularnością uczciwego barteru przy takich transakcjach).
Co to oznacza w praktyce: piszesz, że nie namawiasz kobiet, żeby biegły na polibudy, ale nawet tak niepozorna propozycja, by sfotografować potrzebną wtyczkę, czyli wziąć aktywny udział w procesie naprawy urządzenia, to dla wielu osób już jest rewolucyjna idea. Dlatego zanim do tego dojdzie, warto popularyzować pogląd, który dla Ciebie czy dla mnie jest tak oczywisty, że aż szkoda marnować na niego bity – że to nie jest coś, co je przerasta, że to nie jest za trudne, że naprawiając swój komputer, nie wchodzą na żadne męskie podwórko, bo to podwórko należy też do nich i mogą się tam czuć u siebie; nie muszą tam spędzać całych dni, wystarczy wejść i wziąć sobie jedną potrzebną rzecz. Piszesz, że:
“Nie jestem w stanie wzbudzić w niej szacunku do siebie i refleksji, jak nie utrudniać życia ludziom wokół”
I to chyba tak naprawdę jedyne, z czym się nie zgadzam, bo moim zdaniem takiego wsparcia nigdy za dużo i nigdy nie wiadomo, co do kogo przemówi (w moim przypadku przełomem był – proszę się nie śmiać – podręcznik “Komputer dla opornych”, i to nawet nie cały, tylko zabawna anegdotka o pececie, który usiłował odczytać dane ze zgniecionej puszki, myśląc, że to dyskietka). Warto przekonywać kobiety, że mogą różne rzeczy, potrafią różne rzeczy i że to wszystko jest prostsze niż im się wydaje. Mam wrażenie, że kobieta niezorientowana technicznie po przeczytaniu lakonicznego polecenia, że ma ustalić nazwę części zamiennej, odłączyć wtyczkę i zmierzyć kabel (jakby to było coś oczywistego), po prostu się załamie jak fala przyboju albo zamknie w sobie i utwierdzi w przekonaniu, że i tak tego nie ogarnie. Dlatego zamiast objeżdżać za bezradność i jęczenie, wolę wzmacniać przekaz pozytywny, taki #programmerryangosling.
@camelot
Nie wiem, jakiego uważasz, że oczekiwałam skutku. Nie rozumiem, jak notka o nieprzyprawianiu gąb jest w stanie pogłębiać kobiecy strach przed zbłaźnieniem się. Szczerze.
Czereśnię czytałam. Trochę nie mam w sobie Udowadniania i tego rodzaju rozkminy w odniesieniu do cudzych ocen (ani moich wyobrażeń o cudzych ocenach). Ale tak, to w ludziach istnieje, o tym też warto pisać i dyskutować. (Np. moim zdaniem notka Czereśni opisuje inny ciekawy stereotyp – kobiety, która próbuje być superfacetem, ale wymięka, bo za dużo myśli). Ludzie mają różne konstrukcje i jeśli dobrze zrozumiałam nocię, ja akurat prawdopodobnie mam mniej płci albo czegoś.
@haywire
A ja się nie złoszczę na techniczne analfabetki. Przy noci zezłaszczałam się na machanie cyckami, fiutem, głupotą. Nie obchodziło mnie (tu) społeczeństwo wraz z uwarunkowaniami (co zastrzegłam na wstępie). W tej dyskusji czuję się w obowiązku dodać, że nawet nie pisałam jej na poważnie.
Nie ma co czekać na to, aż się kobiety w ogólności odważą albo aż upowszechni się koncepcja, że płeć nie musi mieć w wielu sytuacjach znaczenia (notka obok). Dla mnie wystarczy, że pięć bab sfoci wtyczkę i pokaże pięciu innym, że tak można. Ha, jak dwie przestaną przekonywać facetów, że czegoś nie wiedzą, _bo_ są kobietami, to będzie nieoczekiwany sukces.
Zgadzam się, że potrzeba wsparcia i warto mówić ludziom, że mogą albo że warto spróbować (nie będę się opowiadać z sukcesów i porażek na tym polu). Jednak doświadczenie podpowiada mi, że mówienie komuś zaskorupionemu w kompleksie, że jest jakiśtam, rzadko wpływa na jej/jego zdanie o sobie. A jeśli serio rozważamy teraz istoty, które drętwieją na myśl o zmierzeniu kabla przed wizytą w sklepie, to jestem niemal pewna, że wpis na mrocznym blogasku wpłynie na nie mniej niż fazy księżyca (no, chyba że tak jak piszesz, przypadkiem trafią na zdanie, które zrobi im zwarcie).
No i umówmy się — nie nadaję się do trzymania za rączkę przez internet, nie z moim językiem i podejściem. Najlepsza rada, jaką kiedykolwiek komuś dałam, brzmiała “i co zamierzasz z tym zrobić?”.
@haywire & camelot
Chyba wiem, gdzie się rozmijamy, choć z tyłu głowy pewnie mamy podobnie. Prawdopodobnie chcecie od mojej notki czegoś, czego w niej nigdy nie miało być. Oczywiście zdecydowanie uważam, że warto popularyzować nauki techniczne bez oglądania się na płeć, ale nie taka była intencja i nie można oczekiwać takiego przesłania. Nie ten pomysł, nie ten język i zdecydowanie nie ten tag.
Ale mam dla Was, być może, dobrą wiadomość. Za jakiś czas zostanie opublikowany mój stary felieton z rozważaniami dotyczącymi milczących kobiet i pewnych siebie facetów, wrzucę lineczkę.
@nerdkya
“A jeśli serio rozważamy teraz istoty, które drętwieją na myśl o zmierzeniu kabla przed wizytą w sklepie, to jestem niemal pewna, że wpis na mrocznym blogasku wpłynie na nie mniej niż fazy księżyca”
No nie, nie grajmy kartą “przecież i tak nikt tego nie przeczyta”. Takie instruktaże z założenia pisze się po to, żeby ktoś je przeczytał i się nad sobą zastanowił, a wśród osób potrzebujących takiego zastanowienia spokojnie może się trafić ileś z gatunku tych drętwiejących. Nie można z jednej strony dążyć do pobudzania zakończeń nerwowych, a z drugiej zakładać, że nie ma się co przejmowac formą, bo potencjalny target i tak nie da faka.
“Prawdopodobnie chcecie od mojej notki czegoś, czego w niej nigdy nie miało być. Oczywiście zdecydowanie uważam, że warto popularyzować nauki techniczne bez oglądania się na płeć,”
Stop. Jeszcze raz. Oczywiście, że chcę popularyzowania nauk technicznych, ale nie tylko tego: równie wysoko doceniam wiele z elementów notki, na przykład podkreślanie roli uczciwego barteru lbo prawa do niewiedzy – niewiedzy rozumianej jako element charakterystyki indywidualnej, a nie płciowej. “Nie umiem, bo jeszcze się tego nie uczyłam” zamiast “Nie umiem, bo jestem kobietą”. Nie umiem i nie muszę się z tego głupio tłumaczyć ani zasłaniać swoją płcią, ani niczym innym, bo każdy ma prawo nie wiedzieć. To wszystko w notce jest, a ja popieram to razy milion, może tylko z jednym zastrzeżeniem: nie w ten sposób. A raczej: nie tylko w ten sposób.
Postawę “oj bo ja nie wiem” faktycznie należałoby wypalić ogniem, ale w miarę możliwości bez ukrzywdzenia osób postępujących i przy zachowaniu jakiejś tam skuteczności. A zwracanie się do nich kategorycznym “zrób to, to, to i to” zwłaszcza na tle success story kogoś, kto zabłysnął na studiach inżynierskich, bez problemu funkcjonuje w męskim świecie i jeśli nie obsługuje wiertarek własnoręcznie, to tylko dlatego, że nie ma ochoty, może wyglądać dla potencjalnych adresatek jak wiadomość z innego wymiaru; odbiorczyni albo podłamie się psychicznie, albo najeży wewnętrznie i umocni w przekonaniu, że to jakieś wariactwo. Z mojego punktu widzenia, najlepszy odpowiednik to chyba fragmenty porad specjalistów ds. zdrowego życia, na które czasem natrafiam i czytam, na przykład, że osoba z niskim ciśnieniem (o, to ja) powinna dla zdrowia przebiec codziennie ranno kilka kilometrów zamiast wypijać kubek kawy (jasne, już to widzę).
“ale nie taka była intencja i nie można oczekiwać takiego przesłania”
Hej, a właściwie dlaczego nie? Od każdego tekstu na tematy okołofeministyczne defaultowo oczekuję, że będzie przede wszystkim wspierać, a jeśli instruować czy krytykować, to też z odpowiednią dozą wsparcia, bo jedno bez drugiego jest normalnie jak sól bez tequili.
“Za jakiś czas zostanie opublikowany mój stary felieton z rozważaniami dotyczącymi milczących kobiet i pewnych siebie facetów, wrzucę lineczkę.”
Pozostaję przy odbiorniku.
@haywire
Eee. Nie gramy kartą “nikt tego nie czyta”. To czyta jakieś wściekłe mnóstwo ludzi, mam plugin do statystyk. Gramy w “ktoś, kto uważa, że jest brzydki, nie zacznie uważać, że jest ładny po tym, jak obca osoba z innego świata napisze, że różne rzeczy mogą się podobać”.
Nie pasuje Ci, w jaki sposób drę łacha albo jak sobie ulewam — święte prawo, zero nieporozumień, żadnej przykrości po mojej stronie.
Dlaczego nie należy oczekiwać? Bo, co dało się zauważyć, nie pisałam z myślą o zbudowaniu ducha ludzi niesprawiedliwie uciskanych lub cierpiących. Nie miało być feministycznie (nie umiem) ani wspierająco (modulo porady praktyczne, to silniejsze ode mnie). Nie ma tego wszystkiego w noci, gdyż nie taki był jej plan. (Zamówienia też nie było).
Uwaga o soli i tequili podoba mi się i uwzględnię. Tylko skąd będę wiedzieć, że poruszam akurat tematy okołofeministyczne?
Teraz zupełnie serio. Forma “zrób coś dla mnie i nie bądź zakaźnym moronitą” to nie przypadek. Ani też próba poniżenia czy nieświadomy objaw napuchniętego egotyzmu. Niezręcznie mi dodawać do siebie instrukcję obsługi, ale fajnie się rozmawia i może tu się przyda.
Umówmy się, że w niektórych notkach chyłkiem zmierzam do czegoś ogólnego. Nie mam tyle arogancji, żeby poważnie nadawać o dobru ludzkości; mam jej akurat, żeby półserio mówić o swoim. (Zakładam, że dzięki temu odbiorca najwyżej pomyśli, że to nie on, tylko ja jestem krzywo robiona. Wyraźnie nie doceniam, jak bardzo ludzie biorą do siebie zupełnie niewinne żarciki). O tym, że nerdy powinny się myć i rozmawiać, pisałam wielokrotnie, gdzieś dawno o tym, że psychoterapia nie gryzie albo dlaczego warto próbować brać los w swoje ręce. Zakładam sprytnego czytelnika, który zakłada, że jestem sprytnym pisaczem. Liczę na odbiorcę z umiejętnością ekstrapolacji i każdy taki mnie cieszy. Jeśli ktoś się od moich tekstów najeża albo jest mu przykro, nie jestem dla niego (oraz, przepraszam za truizm, zupełnie nie zamierzam być dla wszystkich).
Taki disclaimer mogłabym dawać przy większości noć, ale zwyczajnie nie odnajduję przyjemności w nieprzewrotnym prezentowaniu oczywistości.
@nerdkya
“Tylko skąd będę wiedzieć, że poruszam akurat tematy okołofeministyczne?”
Niektóre są bardziej oczywiste niż inne. Prawdopodobnie możesz czuć się bezpieczna, jeśli akurat piszesz o czymś spokojnie neutralnym, na przykład o gotowa… albo pracy… wróć, znaczy, o serialach, na przykład Supernatural… oż fak. Nie, nigdy nie masz pewności. Patriarchat to jest jednak świństwo.
“Zakładam sprytnego czytelnika, który zakłada, że jestem sprytnym pisaczem.”
Obawiam się, że sprytny czytelnik ze zdolnością ekstrapolacji może nie mieć pożytku z takich rad jak te powyżej, bo już je dawno stosuje (co najwyżej załapie się na efekt terapeutyczny i “100 procent racji, pani redaktor”). To też coś warte, ale nie dotyka źródła problemu. Osoba, która skonfrontowana z problemem buja na boki i mówi “no ja nie wiem, ale patrz, tu mam cycki”, poznawczo i samoocenowo znajduje się w głębokim dole i żeby ją stamtąd wyciągnąć, trzeba się trochę nagimnastykować. Ty uważasz, że to niewykonalne – w tym miejscu, w tej notce, na tym blogu – ja uważam, że warto chociaż spróbować.
“Jeśli ktoś się od moich tekstów najeża albo jest mu przykro, nie jestem dla niego (oraz, przepraszam za truizm, zupełnie nie zamierzam być dla wszystkich).”
Absolutnie nie domagam się “bycia dla wszystkich” – zwracam uwagę na kontrproduktywność, jaką jest alienowanie (części) targetu tej konkretnej notki. To nie jest notka przeznaczona dla typowej bywalczyni tego bloga, cynicznej nerdessy, która z techniką zsiostrzyła się już w pieluchach. To jest notka dla zupełnie innego rodzaju ludzia, do którego trzeba przemówić w inny sposób, jeśli chce się zostać właściwie zrozumianym. I leży to nie tylko w dobrze pojętym interesie owego ludzia, ale także autorki. Jeśli celem tekstu ma być wykształcenie konkretnych zachowań u jak największej liczby osób, to warto dołożyć starań, by jak najwięcej osób go przeczytało i zinternalizowało. Nie można tworzyć instruktażu przeznaczonego dla konkretnej grupy ludzi, a potem twierdzić, że jeśli grupa docelowa się od niego odbiła, to widocznie nie był dla niej (to znaczy: można, ale po co).
Taki przykład na szybko, żeby to jakoś podeprzeć. Rozumiem, że fragment o “nietrzepotaniu rzęsą rzęsą i niejęczeniu jak mała dziwka” ma oznaczać: “Widzicie? Nie kokietowałam i nie robiłam z siebie idiotki, a i tak otrzymałam wsparcie. Znaczy – kokietowanie wcale nie jest do tego niezbędne”, ale dotarło to do mnie dopiero przy drugim czytaniu, po przyłożeniu dużego ładunku dobrej woli. Przy pierwszym czytaniu fragment walnął mnie po łbie, jakby chciał powiedzieć: “Widzicie? Ja nie jęczałam, a wy? Wstydźcie się!”, a przecież to nawet nie było o mnie.
@haywire
“oż fak. Nie, nigdy nie masz pewności. Patriarchat to jest jednak świństwo.”
Oj tak.
Tym bardziej nie chciałabym zobowiązań do funkcjonowania jako autor/ka tekstów okołofeministycznych tylko z tego powodu, że mam akurat takie chromosomy. Nawiasem mówiąc, nadal nie przemyślałam swojej przynależności genderowej, a ponieważ ustawienie punktu odniesienia trochę krzywi postrzeganie, bo zawsze nadaje kontekst, nie spieszy mi się do ustaleń.
(Hm. Dzięki za podsunięcie pomysłu na nową grę imprezową! To może być zajebisty eksperyment myślowy, zgadywanie genderu poprzez zadawanie pytań — spodziewam się superciekawych patternów).
“Obawiam się, że sprytny czytelnik ze zdolnością ekstrapolacji może nie mieć pożytku z takich rad jak te powyżej”
Sprytni czytelnicy, mam nadzieję, będą mieć uciechę, bo raczej nie na polowanie tu przychodzą.
Wciąż się nie zgadzam, że “to jest notka dla innego rodzaju ludzia”, bo moim zdaniem nie jest 1. z powodów, które tu punktujesz, 2. bo nie taki był plan. (Nie chcę tego omawiać więcej, chyba już wiadomo, że schodzimy się z dwóch stron do jednego punktu).
Aaaale jeśli chodzi Ci o to, że mogłaby się na moim blogu znaleźć notka dla tego innego rodzaju ludzia, instruktażowo-praktyczna bardziej, a obśmiewczo-zgryźliwa mniej, to oczywiście. Potwierdzam odbiór zgłoszenia zapotrzebowania.
@nerdkya
“Tym bardziej nie chciałabym zobowiązań do funkcjonowania jako autor/ka tekstów okołofeministycznych tylko z tego powodu, że mam akurat takie chromosomy.”
Well. Dla mnie bycie autorem tekstów okołofeministycznych to po prostu wyznacznik każdego przyzwoitego człowieka. Nie w sensie “muszę trzasnąć przynajmniej jeden tygodniowo, bo mi zabiorą legitymację”, tylko: “w tej notce poruszam kwestię zahaczające o feminizm, na przykład, podejście kobiet do problemów technicznych, więc będę pisać jak człowiek, nie jak Korwin”. I myślę, że spokojnie można to robić niezależnie od tego, czy jest się osobą zaopatrzoną w chromosomy X, XY, w opozycji do swych chromosomów, celowo niedookreśloną czy niezdecydowaną.
(żeby była jasność: nie, nie porównuję tej notki do wydzielin Korwina, tak jak nie porównuję czegoś, co zalega na trawniku po roztopach do lodów truskawkowych, które w sumie zjem, ale trochę ponarzekam, że dlaczego truskawkowe a nie miętowe)
“Potwierdzam odbiór zgłoszenia zapotrzebowania.”
Łał. Dzięki za dyskusję i odzew, który przeszedł moje wszelkie oczekiwania. Over and not quite out.
o, jest ten stary felieton. trochę poleżał, ale w końcu poszedł <:
Bardzo fajne, jest tylko jeden problem. Jak w grupie jest stado facetow, jedna taka jak Ty i jedna cyckająca się słodka blondzia to wszyscy faceci Ciebie zlewają, na wyścigi lecą pomagać tamtej i od Ciebie, jako od “prawie faceta” oczekują że też ją będziesz wielbić i stawać na rzęsach żeby jej dogodzić.
@Monika pierwsza rzecz, jaką można przestać na siebie wkładać, to cudze oczekiwania. oto pudełko z zapasem zlewactwa: [&] (z kokardką).
oczywiście sytuacja taka może być niezręczna, bo też nie chodzi o to, żeby być nieżyczliwą rurą wobec takiej sierotki (a czasem korci), więc sama w takich chwilach _próbuję_ wzmacniać osobę (pokazywać, jak coś robić, chwalić objawy samodzielności, przy współpracy dzielić obowiązki, nie dawać się wykorzystywać).
jeśli jej się to spodoba, to chłopaki pozazdroszczą, że woli z Tobą spędzać czas, i może zmienią modus operandi.
a jeśli jej się nie spodoba, to będziesz ją miała z czapki, a zaoszczędzany czas można poświęcić np. na (wewnętrze) wyśmiewanie się ze scenek rodzajowych.