Poczułam dziś w sobie rap na melodię.
Wymieniałam uwagi z kilkoma osobami o życiu freelancera.
Tak pracuje moja matka i kilku przyjaciół. Wszyscy mają
dobre rady i uwagi, podpowiadają, jak wybrnąć z zusu, enefzetu
(niezła bajera, jak na dorosłych ludzi). Ja nie płacę nic,
mówi jedna, przy moim trybie życia się skończę,
zanim coś mi zacznie przysługiwać. Siedem dni w tygodniu,
całą dobę. Tylko przez telefon i internet, z domu się nie ruszam.
Mąż wychodzi z pracy w piątek i ma w dupie. Ale ja tak lubię.
My się wszyscy zatrudniamy na lewo, mówi druga, nawzajem,
po najniższej stawce, a potem robimy na dzieło. Składki opłacone
bezpiecznie, tylko na emeryturę trzeba pamiętać, żeby zbierać osobno,
no bo halo, z najniższej stawki to pięć stów jak będzie,
to wszystkie pieniądze. To by bolało. Na trzeci filar składam,
opłacam zdrowotne prywatne – w publicznej przychodni
pół roku czekania, a ja nie mam czasu, bo ciągle pracuję.
Zresztą nie mam zamiaru przestać na emeryturze.
Kumpel ostrzega, założyłem firmę, wszystko pięknie-ładnie,
ale składki trzeba zapłacić w terminie. A taki termin
obowiązuje ciebie i urzędy, a faktury jak wystawiasz,
to cię rucha klient długo po tym, jak jego termin minie.
Poza tym duża wolność, no i w koszta sprzęt se wrzucasz,
samochód, benzynę – ale ja nie mam samochodu! To se kupisz,
bo będzie ci szkoda czasu na dojazdy. W każdą pogodę. Czas to pieniądz.
Nie masz czasu. Robisz na zlecenie, to lecisz wszędzie jak po ogień.
Chłopak opowiedział mi historię o piłeczkach,
człowiek idzie przez życie jak pajac i żongluje czterema:
praca, życie osobiste, zdrowie, hobby, trochę lenia w międzyczasie.
Piłeczki są ze szkła, tylko jedna z gumy, ta pracowa.
Ale ludzie upuszczają je jak melepeci, rozbijają o podłogę
zdrowie, żonę, hobby, dzieci, a nad pracą się trzęsą,
praca najważniejsza, chociaż to ta piłeczka zawsze się odbije.
Nie wiesz tylko, dokąd poleci.
Zatem odkładam piłeczki, idę grać w grę, z książką poleżeć.
Przez ostatni miesiąc słabo się wysypiam i dupa mnie boli
od krzesła przy komputerze, wczoraj wysłałam do drukarni książkę,
w dni cztery stron dwieście dwadzieścia cztery, kilka okładek
zaprojektowałam, oddałam parę tekstów, szczypią mnie oczy.
A to tylko stare zamówienia, sprzed bezrobocia. Nic nowego
na razie nie biorę, jeszcze trzy teksty czekają. Kasa kiedyś spłynie,
a teraz posprzątam dom, smyrnę kota, zrobię backupy i zakupy.
Choć robótki są głównie ładne i ciekawe, bohaterka jest zmęczona.
Pojutrze wychodzę. Do fortu z foteli i koca na środku pokoju.
Na spacer ze świeżym powietrzem, na basen, do knajpy na kolację
i te wszystkie rzeczy odkładane przez cały czas, kiedy etat
nie starczał na życie, a czas wolny szedł w fuchy i frustrację.
Po latach przyzwyczajeń jest teraz moment, żeby popatrzeć
na życie poza fabryką, pójść jak do zoo na ulicę, z notatnikiem,
zapisać sobie w nim pomysły na zrobienie nowych rzeczy.
Nie po to wyszłam z etatu, żeby się dalej zniewalać
i łańcuchem łeb przygniatać. Czas się poopierdalać.
Dobry plan? Uda się?
lowju
brak roboty na wiosne to piekna rzecz! korzystaj – duzo sie na miescie dzieje, jeszcze sie sezon ogorkowy tez nie zaczal.
mowiacy z doswiadczenia panda
Uda się. A jeśli chodzi o robotę na swoim, to naczelną zasadą jest “nie przesadzać”. Bo co z tego, że dzięki pracy w domu nie tracimy 2h dziennie na przejazdy i możemy popracować 14-16h. OK, często trzeba, ale trzeba też wrzucać na luz. Inaczej będziemy srać kasą i pluć krwią, a świat z ładnymi widoczkami obejrzymy na tygodniowym urlopie “Chiny instant w pińć dni”, albo już po śmierci, gdy unosząca się dusza będzie rzucać magiczne “kurwa, ale ten świat piękny”.
Poza tym polecam przedpołudniowe seanse w kinie — pusto, cicho, spokojnie. Ba, czasem seans jest prywatny, bo jest się jedyną osobą / parą na sali.
Uda się, trzymam kciuki mocno, najmocniej!
tak jak pisałam na G+:
ale, ale, ale nie wypoczywałam od NIGDY
poza tym jak nie wezmę każdej fuchy, która się nawinie, na pewno UMRĘ z głodu i NIKT nigdy już u mnie czegoś nie zamówi
oraz te wszystkie fuchy są TAKIE ciekawe, że aż żal którąś odpuścić
(tak, chciałabym mieć WSZYSTKO naraz)
I teraz ja już nie będę podsłuchiwać Waszych rozmów na fajce? :)
No to trzymam te kciuki, wielu się udaje, to co ma się nie.
Opierdalać się korpka kom. Kompletnie bezwstydnie się opierdalać.
Daj znać, przydadzą się teraz twoje doświadczenia
o, to prawda. kiedyś przez wiele lat pracowałam od 16-17, kino w południe było super, nikt nie chrupie ani komórką nie dzwoni. tylko bilety teraz zdrożały I:
wpadnij w maju na jednego, opowiem przeprawy z urzędami. na razie achievement NFZ accomplished. spisuję też już koszta niebycia etatowcem/działalnością/bezrobotnym — nietatnia impreza.
Mam podobnie – czasem wiem, że naprawdę nie powinnam brać nowego zlecenia… ale jak to tak, odmówić tłumaczenia opowiadania Ursuli Le Guin? Iana McLeoda? I potem robię bokami.
“Piłeczki są ze szkła, tylko jedna z gumy, ta pracowa.
Ale ludzie upuszczają je jak melepeci, rozbijają o podłogę
zdrowie, żonę, hobby, dzieci, a nad pracą się trzęsą,
praca najważniejsza, chociaż to ta piłeczka zawsze się odbije.”
Mmm. Ładne.
Ale z drugiej strony, trudno im się dziwić, bo to praca zawsze pierwsza i najgłośniej woła jeść. Jak ma się te dwadzieścia lat, pustkę na koncie albo wręcz kredyt studencki i strach w oczach, to się zarwie noce i zajedzie zdrowie, byle tylko wyjść na prostą, byle tylko nie spaść do jakiejś makpracy, z której się potem człowiek nie wyrwie przez najbliższe pieć lat. A potem już tak zostaje.
e, ja jestem działalnością od dawna
dobrze się Ciebie czyta
O żeż matko i bosko, jakiś dobry blog zalinkowali na Wysokich Obcasach. Nie wierzę, no mara po prostu. Jeszcze zajrzę.
Zorganizuj sobie ewentualnie pomoc domow^W^W podwykonawcę do części roboty :)