Kiedy czasem niechcący oglądam polskie demotywatory, cycki mi opadają z szelestem. No dobra, czasem chcący. Robiliśmy sobie kiedyś co czwartek taki przegląd. Jak na co dziesiątej stronie usto nam drgło, było święto. To pomysł na najgorszą drinking game w kosmosie. Rany, jaka słabość w narodzie.
Trzy czwarte tłumaczone z verydemotivational.com — taką cudowną, bezkontekstową, drewnianą angielszczyzną. Reszta to mądrości głębokości kałuży doświadczeń trzynastolatka. Karol “Suchar” Strasburger byłby dumny. Gdyby przetłumaczyć je jakiemuś obcokrajowcowi, co by pomyślał? Że jesteśmy bandą ponurych matołów! Oto dwa przykłady z dzisiejszej pierwszej strony demotywatory.pl:
Nie wiem, co powiedzieć. Idę po szufelkę na cycki.
Żeby było fair, oddam polskiej demotywacyjnej myśli humorystycznej odrobinę sprawiedliwości — ostatnio zdarzają się dobre trollmotywatory, na przykład ten, przy którym cała impreza mi ryknęła:
ale oprócz tej nowej, obiecującej serii, która dociera do mnie innymi kanałami, na samych demotach przez ostatnie lata znalazłam tylko dwa ponadczasowe i raczej nieprzetłumaczalne:
Całkiem nieźli jesteśmy w sytuacjach ad hoc, w internetowych komiksach, mamy wesołe karteczki w sklepach itp. Dobra była też seria, którą rozpoczęły “Dziwki, lasery, pleśniowe sery”, ale się wystrzelała i nie ma sensu więcej. Zresztą dziś o samych demotach chciałam, a nie o obrazkach w ogóle.
Oczywiście może tak być, że język polski nie ma takich walorów jak angielski, w którym można piękne dwuznaczności, ładne skróty i w ogóle czizburger (cziz, kumacie? cziz!). Dlatego właśnie jakiś patafian siada i znakomicie upierdala coś zabawnego swoim pełnym dobrych chęci tłumaczeniem.
Nie kupuję, że rodzime smęty wynikają z naszej natury takiej melancholijnej. Zaglądaliście kiedyś do braci Słowian po prawej na mapie? Jasne, trzeba by odświeżyć bukwy z podstawówki albo, w przypadku młodszego pokolenia płodniejszych autorów demotów, w ogóle je poznać. Dla słabszych przygotowaliśmy ze Złym Majorem Witkiem parę tłumaczeń.
Do niektórych z poniższych ruskich szutek faktycznie trzeba trochę kontekstu, ale bez przesady. Na przykład Czelabińsk to wspaniałe miasto, gdzie mężczyźni są silni, kobiety powalające, zęby czyści się szynami, a małe futrzane stworki z Santraginusa IV zostaną wywleczone z latającego talerza, upieczone na ruszcie i zjedzone jako zakąska pod spirytus.
Fajnie by było, gdybyśmy na demotach mieli bardziej takie, tylko wiecie, nasze. Nie wiem, czego doprawdy nam brakuje, przecież nie skojarzeń, poczucia humoru i dystansu do siebie.
Miłego oglądania.
Więcej na fishki.net.
Są kolejne odcinki! Naści drugi ponur, a po wszystkie kliknij w → #ponur.
Bardzo piękne. Tylko чайка to po polsku mewa :-)
oj! poprawiam natychmiast! (w ogóle wszelkie ulepszenia tłumaczeń przyjmę)
Zabiły mnie szutku paniał, harry potter, jeżyk i wally.
A Coca Cola to “Zawsze i wszędzie” bym raczej napisał.
(A tu wsie budiet kukuruza…)
Ja tylko w kwestii formalnej zanim zwali się wataha hejtu: czy to tylko mnie zgrzyta parser jak widzi domyślne łączenie tego typu rzeczy z hasłem ‘demotywator’? Za późno protestować już pewnie, ale jak miałem tyle lat co autorzy, to demotywator jednak demotywował, a nie był po prostu obrazkiem z czarną ramką.
Chyba że to nowe pokolenie traci zapał od byle czego. :)
Prześliczności same.
w sumie teraz przyszło mi do głowy, że może wartałoby gdzieś coś napisać o tym, *czym* jest demotywator i skąd się wziął <:
Tak, bawiąc – poucz!
Nom, warto by
Długo chichrałem się po cichu, ale na wysokości Россия помнит о Чернобыле ryknąłem gromkim śmiechem, budząc okolicę i wstawionego sąsiada piętro niżej. I tak już do końca.
Mam wrażenie, że podstawową różnicą jest zamiar. Nasze dzielne gimbusy usiłują napisać coś mądrego / zabawnego. Rosjanie opisują rzeczywistość i starają się to napisać spokojnym, wyważonym językiem. Jeśli dołożymy do tego skojarzenia z czasów Союза Социалистических Советских Республик, to mamy komplet.
Potestuję sobie cyrylicę w komentarzu, a co :>
w gruncie rzeczy przetłumaczyć z grubsza http://en.wikipedia.org/wiki/Demotivational_posters i pozamiatane. ale już spać mi się chce, to nie dziś.
Umarłem przy 4×4 vs. traktor, i przy Trockim. Dobrze ze pustawo w pracy, bo dawno nie zrobiłem takiego ROTFLa… Podziękowania za miły akcent w ch… poranku
No to się: Masakra była (u nas) piłą mechaniczną, nie łańcuchową.
Poza tym samo piękno i dobro. I kwiki radości :o)
Pewnie jestem bucem (albo jest poniedziałkowy poranek) ale tylko linia mety mnie ruszyła.
Obsmarkałem się o poranku :)))
Dosko. Zwłaszcza tygrys :)
No dobrze, od tygrysa usto mi drgnelo.
Spłakałem się ze śmiechu już w połowie listy. Boskie :D
Właśnie akurat byłem ciekawy jak ty zareagujesz na to 4×4 :)
Bardzo dobre. O dziwo – mnie najbardziej ruszył ten Aston – bo się nie spodziewałem.
A ponadto owszem, ponure matoły i jak widzę polskie “demotywatory”, to włącza mi się tryb DESTROY ALL HUMANS.
Demotywatory jak i tłumaczenia przednie. Ja jednak o czymś innym.
Kwestia (marnej) jakości naszych demotywatorów zależy od dwóch czynników.
1. Ogólny poziom humoru. Ten jest niestety niski. Wystarczy popatrzeć na współczesne kabarety i porównać je do klasycznych produkcji takich jak Kabaret Starszych Panów, Kabaret Dudek czy 60 minut na godzinę albo Kabaretu TEJ. Nawet w latach 90tych trafiały się perełki w postaci Kabaretu Olgi Lipińskiej, Polskiego Zoo, Zulu Guli czy T-raperów znad Wisły. Dziś humor spłyciał, a kabarety idą po najmniejszej linii oporu. Może to kwestia braku cenzury, która jak by na to nie patrzeć zmuszała twórców do większego wysiłku.
2. Upadek języka. By tworzyć dobre demotywatory trzeba sprawnie operować językiem. Z tym jest jeszcze gorzej niż z poczuciem humoru. Język polski jest na tyle bogaty, że można tworzyć w oparciu o homonimy czy homofony. Tyle tylko, że jeżeli chcemy używać tych własności języka trzeba je znać. Żeby je znać trzeba czytać. Czytelnictwo w Polsce leży i kwiczy…
śliczności. большое спасибо :)
Śliczności. Czernobyl wymiata, Czelabińsk dzielnie sekunduje.
To uczucie gdy ktoś pisze “Upadek języka” a kilka linijek wcześniej napisał “idą po najmniejszej linii oporu.”
Faktycznie – język upada. Trudno o lepszy przykład.
Orłem językowym to ja nie jestem. lepiej gada mi się z komputerami :D
Laska, zero zdziwień. Demotywatory robi gimbaza karmiona humorem, w którym szczytem zabawności jest tekst, że miejsce kobiety jest w kuchni. Do tego książek nie czyta, w internecie podkręca się w miejscach zaludnionych przez podobnych sobie (poczytaj fora młodzieżowe, to śmierć mózgowa), szczytem zajebistości jest kabaret Limo. Ja bym się dopiero zdziwił jakby im te demotywatory zaczęły nagle wychodzić. Zero materiału na solidny fundament, to i budowla rozchwiana.
ZTCW większość demotów ze wschodu zbiera i tłumaczy dla JM niejaki Peppone (zamieszcza je na swoim blogu joemonster.org/blog/peppone) przy aktywnym udziale niejakiego użytkownika SWDileśtam. Ale po szczegóły to by trzeba było gdzieś po forach JM pogrzebać a ja się brzydzę.
To nie kwestia upadku języka czy też obniżenia średniego poczucia humoru. Na sieci mnóstwo jest autentycznie śmiesznych i dobrze napisanych w naszym języku artykułów i innych tekstów. Jak wspomnieli już inni, przychylam się do stwierdzenia, że podstawą jest różnica wieku. Z obserwacji i rozmów na demotivation.ru wywnioskowałem, że tam średnia wieku autorów to 20-25 lat, podczas gdy na stronie demotywatory.pl lub kwejk.pl to prawie o dekadę mniej. Wiek jest zaś moi8m zdaniem kluczowym czynnikiem determinującym to, czy człowiek publikujący w sieci (o czym napisał Mikołaj) stara się koniecznie zmienić świat lub podzielić się życiową mądrością, czy po prostu dojść zażartować z otaczającego go świata.
Co w sumie dobrze podsumowuje jeden z rosyjskich (a jakże!) demotywatorów, przedstawiający rysunek wypisz-wymaluj z polskich demotów z podpisem “Demotywatory – kuźnica nastoletnich filozofów”.
Druga sprawa, że duża część demotywatoró na rosyjskich stronach nie jest najwyższych lotów i trzeba się namachać jak chłop w wykopki, żeby znaleźć kilkanaście naprawdę dobrych rzeczy.
A wszystkim władającym mową Puszkina, Lermontowa i Żyrynowskiego nieodmiennie polecam wideoblog “This Is Horosho”.
Ryknąłem śmiechem dopiero przy oświetleniu płotu. :D Szkoda, że na szkoleniu z AIXa. :>
mam wrazenie, ze to jest dokladnie slogan coli w rosji, stad takie tlumaczenie.
Nie ma czegoś takiego.
Dziś Kabaret Starszych Panów nie przebiłby się do głównego nurtu. To była kontynuacja kabaretu przedwojennego, literackiego i należy go raczej stawiać w jednej linii z Hemarem. Którego to Hemara w PRL widzieć nie chciano.
A skoro już się czepiam…
1. Piszemy kabaret TEY.
2. “60 minut na godzinę” to audycja satyryczna, a nie kabaret. Część tekstów jest aktualna do dziś, część byłaby i dziś określona jako “takie sobie”. Wcześniej była np. “Radiokronika Decybel”, z której niewiele ocalało.
3. To, co kwalifikujesz do lat 90-tych (Lipińska, Wasowski i Szczęśniak etc.) to lata 70-te i 80-te.
“Właśnie leci kabarecik” i “Kabaret Olgi Lipińskiej” to przecież też kabaret literacki, przede wszystkim dla inteligencji, tyle że omawiający tematykę społeczno-polityczną.
Wasowski z kolei wyniósł wiele z domu, a przed T-Raperami wraz z ekipą PR III tworzył m.in. “Nie Tylko Dla Orłów”, potem “Za Chwilę Dalszy Ciąg Programu” i “KOC”.
4. Wysyp autorów miał szereg przyczyn i nie bardzo jest tu miejsce na wałkowanie problematyki cenzury, wydarzeń politycznych, działań prezesa Szczepańskiego, wykształcenia pokolenia urodzonego tuż przed wojną etc.
Przepraszam, ale “Zulu Gula” czy “Polskie ZOO” to programy mocno przeciętne. Ross miał znacznie lepsze teksty wcześniej, a zniżka Wolskiego była już bardzo mocno widoczna. Co jest o tyle przykre, że jego opowiadania w latach 80-tych były bardzo dobre. Wystarczyła niecała dekada i zaangażowanie polityczne, żeby z autora opowiadań stać się autorem programów propagandowych.
Czytelnictwo owszem, ale i lenistwo intelektualne skutkujące ubóstwem językowym. Helikopter przeważa nad śmigłowcem, nazwiska rosyjskie pisze się przez “zh” i “sh”, zaś “drony” wypierają pojazdy bezzałogowe czy bezpilotowce. Nie da się tłuc każdego, kto używa tych protez, co stwierdzam z żalem. Z drugiej strony to piękny znak rozpoznawczy.
Oj… prawda :) Akurat większość wymienionych tu kabaretów zakończyła swoją działalność zanim ja zacząłem swoją. Nie o tym jednak.
Kabaret literacki ma swój urok. Bardzo dużo uroku. Zmusza do myślenia, co powoduje, że odbiorca też ma coraz wyższe wymagania. Szkoda, że dziś nie ma takich kabaretów w głównym nurcie rozrywki.
Co do języka to dołożę jeszcze:
– dużą ilość informacji anglojęzycznych, które trafiają do ludzi, a ci będąc z natury leniwi nie chcą bawić się w tłumaczenie słówek typu drona czy zadbać o pisownię nazwisk.
– zysk. Najzwyklejsze nastawienie na zysk. Tekst ma ściągnąć publikę i bez znaczenia jest jego jakość. Ma być sensacyjnie – najlepiej jak czajnik jest mordercą.
Bo Demoty Kya z Asiakiem powinny moderować, byłoby rzadko, ale gęsto :-)
Ja powinnam. ŻADNYCH BY NIE BYŁO.
Polskie, rosyjskie, czy angielskie – “demotivational posters” już DAAAWNO utraciły swój zasadniczy sens, czyli parodiowanie prawdziwych “motivational posters” – idę o zakład, że ponad 90% demotowych onanistów nie wie co to takiego. Teraz na “demoty” wrzuca się wszystko – lolcaty, dowcipy o teściowej, ostatnio nawet filmy. ŻENADA PO STOKRÓC
:DD
Tu jest przykład KLASYCZNEGO demota (czyli parodii PRAWDZIWEGO plakatu motywującego)
http://www.wissel.net/blog/Images/SHWL-5V2NVG/$FILE/demotivators_1766_6794955.gif
Wraz z charakterystycznymi powiększonymi literami (pierwsza i ostania) oraz poziomą krechą.
nasz (przypadkiem się okazało) najulubieńszy prawdziwy demotywator jest ten: http://www.marcofolio.net/images/stories/fun/imagedump/demotivational_posters/unique.jpg
<3
Kya, dzięki, parę razy z małżonkiem popłakaliśmy się ze śmiechu.
Tymczasem serwisy plotkarskie donoszą, że Staszek Soyka ostatnio bardzo schudł. Smuteczek.
http://www.marcofolio.net/images/stories/fun/imagedump/demotivational_posters/unique.jpg
Dowcip zrozumiałem
ABSOLUTNIE CUDNE! :) poplakałam się :)
A ja chciałem powiedzieć, że moim zdaniem wręcz przeciwnie – demotywatory jak bezpośrednia parodia plakatów motywacyjnych istniały tylko na samiusieńkim początku, głównie na stronie Despair Inc., i wyewoluowały do ogólnych dowcipów na długo przed tym, zanim w ogóle ktoś z JM wpadł na pomysł, żeby spieprzyć wszystko tworząc rodzimą witrynę.
Tym niemniej, do pewnego stopnia muszę przyznać rację – w kwestii formy. Prawidłowa forma to: obrazek, KRÓTKIE HASŁO napisane KAPITALIKAMI, dłuższy komentarz do hasła. Element środkowy wcale nie musi być zabawny, humor może powstawać dopiero po zestawieniu wszystkich trzech. A obecnie, w 90+% przypadków mamy obrazek, długi komentarz. Na miejscu hasła. Bez kapitalików. Kurwa.
Swoją drogą narzekanie na ‘pozbawioną kontekstu, drewnianą angielszczyznę’ przy pisaniu o ‘najgorszej *drinking game* w kosmosie’ wymaga tupetu…
o, nie wiedziałam, że mam tupet! lecę przyczesać.
oho, coś mnie ominęło. doskonałe!
(wysłałem rosyjskiej przyjaciółce – zachwycona)
cieszę (:
być może w ten weekend będzie druga paczka — mamy już nazbierane, tylko jeszcze musi mi się czegokolwiek zachcieć (czekam niecierpliwie na ten moment).
jednak nie, za mało dobrego w składziku. (albo dziś mi się stępiło. tak czy inaczej — brak fazy).
Przypis do pierwszego zdjęcia powinien brzmieć: “Od 14 lat Klaudia Pietrowna MYLI środki antydepresyjne i antykoncepcyjne, ale w ogóle się tym nie martwi”
czasem redagujemy celem uzgrabnienia, ale gdzie się da, staramy się bezstratnie (: