Jak się robi sezon na truskwy, to ja mam tak, że cały rok na to czekałam! a potem nie chce mi się faflunić cukrem i farbować palców, zwłaszcza że niektóre egzemplarze truskiew są mniej smaczne i słodkie, a rozczar w ustach jest niedobrym rozczarem. Z drugiej strony świeże truskawki są dużo fajniejsze od mrożonych oraz grzech nie korzystać, zatem opracowałam sobie parę motywów of doing more of what makes me happy.
0. Kupujemy kilo, na początek, żeby się nie przemęczyć. Należy truskawki opłukać z piachu i poodrywać im te zielone liściochy. To jest pierwszy krok do czegokolwiek jadalnego ze truskiew.
1. Potem można np. wrzucić je do zamrażarki na płasko, a następnego dnia zebrać do plastikowej torby, żeby się nie walały, i mieć na inną porę roku. Smakują totalnie inaczej niż te ze sklepu.
2. Albo można sobie zafundować wieczór na szezlongu — pokroić sobie truskaweczki na plastereczki specjalnym gadżetem, posypać cukrem (dla totalnie heideggerowskich klimatów — cukrem pudrem) i jeść szczypczykami (z wykałaczki plasterki spadają. Chciałam napisać, że z wykału spadają, bo ludzie mówią na wykałaczkę wykał, ale nie brzmiało za dobrze). Nie należy kroić truskwów krajalnicą do jajek, gdyż psuje się ona od tego. Krajalnica do truskawek wygląda tak:
3. Teraz moje ulubione, bo poprzedniego nigdy nie zrobiłam — można wrzucać po jednej truskwie do naczynia, w którym babramy końcówką rozdrabniającą miksera. Kubek miksujący się nie nadaje (jak wrzucimy do niego owocki, to on tak zachrzęści bezradnie, a potem będzie smutno leciał na pusto).
Jak dosypać cukru, to można się tym żywić tygodniami. Robię na zapas, pakuję w szczelne pojemniki i trzymam w lodówce. Po wyciągnięciu np. dolewam mleka/jogurtu/kefiru, trochę soku z cytryny. Albo dosiekuję lodu i wychodzi sorbet. Albo nic nie robię, bo takie jest dobre, jak jest. Czasem mieszam z odrobinką wody, żeby było rzadsze. Zajebiozka na lato.
4. A jak ktoś ma potrzebę, to może dolać setkę tequili albo wódki i w ten prosty sposób osiągnąć margaritę.
“Kubek miksujący się nie nadaje (jak wrzucimy do niego owocki, to on tak zachrzęści bezradnie, a potem będzie smutno leciał na pusto).”
Ależ nadaje się, całe życie miksuję truskawki w kubku miksującym, dokładnie takim zelmerowskim. Tylko trzeba wrzucić na początek więcej truskaw, tak 1/3 objętości kubka na raz, a jak zacznie mimo to lecieć na pusto, to potrząsnąć całością urządzenia i/lub dorzucić truskaw. Jak już zaskoczy to pełen relaks, wrzucanie po truskaweczce przez otwór w pokrywce (jestem fanką urządzeń, których nie trzeba trzymać).
Genialny w swej prostocie przepis podpatrzony w jakimś czasopiśmie dla gospodyń domowych: zmiksowane truskawki bez cukru nakładane do pucharka/szklanki warstwami na zmianę z bitą śmietaną (może być taka z puszki).
Wersja dla smakoszy: pokrojone truskawki kropimy octem balsamicznym, nie słodzić już!
Albo można zrobić do nich sos: stawiamy na małym gazie rondelek i umieszczamy w nim (za pomocą łyżki stołowej) ocet balsamiczny, sok pomarańczowy (lub wodę, jeśli sok wyszedł), brązowy cukier w proporcji 1:1:1 (można dać więcej cukru, jak kto lubi). Mieszając podgrzewamy przez parę minut, aż zacznie gęstnieć. Wyłączamy gaz, odstawiamy na chwilę do ostygnięcia.
Przestygniętym sosem polewamy truskawki, jeśli nas najdzie fantazja, to jeszcze rzucamy na wierzch świeże listki mięty, zjadamy.
Do margarity jednakowoż trochę więcej zachodu (z samych truskawek z cukrem i tequilą wyjdzie lekko za mocna albo lekko za gęsta): http://tarascobar.blox.pl/2011/07/Summertime-Strawberry-fields-forever.html :-)
mmmmmm niam.