Droga praso i drogi dziennikarzu, a także polityku i ekspercie. Wraźcie sobie w notatniki, że ja, będąc przeciwnikiem ACTA, sposobu jej wprowadzenia, zachowania władz wokół sprawy oraz tworzenia prawa nieprzystającego do rzeczywistości, nie jestem:
- dzieckiem fejsbuka
- dzieckiem neostrady
- gimbusem
- studentem
- internautą
- zakręconym zajawkowiczem
- zmanipulowaną owcą
- złodziejem
- piratem
- roszczeniowym gówniarzem
- actywistą
- “młodymi ludźmi”
- osobą przed trzydziestką
- terrorystą
- tchórzem
- fanem Zbyszka Hołdysa
Żebyście mieli trochę łatwiej, podpowiem, że jestem:
- zwykłym obywatelem
- …korzystającym z prawa do głosowania
- osobą wykształconą i oczytaną, przebiegłą w mowie i piśmie
- klientem i użytkownikiem internetu (jak znakomita większość społeczeństwa)
- krytycznym obserwatorem rzeczywistości
- twórcą
- uczestnikiem kultury remiksu
- odbiorcą niszowej kultury
- nadawcą niszowej kultury
- fanem seriali i gier w angielskiej wersji językowej
- zwolennikiem wygodnych kanałów dystrybucji treści
- świadoma proporcji, w jakich obecnie rozkłada się finansowanie twórcy i pośredników
- świadoma swoich swobód i sposobu, w jaki ACTA na nie wpłynie
- osobą przewlekle chorą, która chciałaby leczyć się generycznymi lekami
- niełatwa do wyprowadzenia na ulice
- troszeczkę wkurwiona
Postaram się jeszcze popracować nad tą listą, w miarę jak będziecie dalej się kompromitować.
—edit
Dodatkowe komentarze w wątku na G+
Amen (wszystko pasuje i do mnie, oprócz punktów 6 i 9…)
Zgadzam się, z tym wyjątkiem że Hołdysa lubie :p Idę resharnąć.
Który pogląd na temat ACTA wyrobił sobie zanim (o ile w ogóle) przeczytał jej treść. :)
BTW czytałaś wpis Vagli, który linkowałam rano? Polecam. Zwłaszcza w temacie tej niby wielkiej tajemnicy. ACTA nie była wprowadzona w tajemnicy. Po prostu dziennikarzy mamy żenująco nieprofesjonalnych, którzy nie poinformowali nikogo w temacie, ponieważ sami dowiedzieli się ostatni.
http://prawo.vagla.pl/node/9646
Też jestem osobą przewlekle wkurwioną.
Dodałabym punkt: ‘Przeczytałam ACTA, moja opinia opiera się na czymś więcej niż doniesieniach medialnych’.
true. mam cichą nadzieję, że pkt. 5 to implikuje.
Myśl po dziennikarskiemu :)
Jeszcze graczem w gry komputerowe, a więc: straszliwym zwyrolem z zanikiem wyczucia dobra i zła, na szczęście z poziomem uwagi kolibra, więc między decyzją o zaciukaniu kogoś plastikowym widelcem a wdrożeniem w czyn zdążę się zwykle rozmyślić. Rozpadły mi też się więzi międzyludzkie więc dźgam widelcem głównie monitor. I nie kontroluję emocji więc pogryzłem nowe biurko. Coś pominąłem?
Ponieważ Szymon napisał wszystko, mogę dodać jedynie +1.
Ja tam artystycznie jestem średnio twórca, ale pomysły że czasopismo zakazuje mi rozpowszechniania moich własnych artykułów (bo by publikować muszę przekazać prawa majątkowe) daje mi mój własny poziom wkurwienia. Za to tłumaczem jest mąż, a leki na choroby przewlekłe bierze moje dziecko i moi rodzice…
Pornole pominąłeś.
Połowie nie implikuje, ja bym serio ten punkt dodał i to dość wysoko. I nawet wspomniałbym coś o przeczytaniu ze zrozumieniem. Acz bez przesady, bo tam są punkty, których i po pół litrze się nie zrozumie. Na przykład punkt, który ma kilkanaście linijek, a jest jednym zdaniem.
stąd “twórca”, a nie “artysta”. każdy z nas coś.
Bardzo dobry tekst. :)))
Zawsze możesz zaproponować licencjonowanie artykułu zamiast przekazania majątkowych praw autorskich do utworu – twój wybór twój problem ;)
@14
leki – są chronione prawem patentowym przez okres lat 15 , ewentualna śmierć twórcy nie ma na to wpływu, także nie ma ryzyka że jak w przypadku praw autorskich do utworu będziesz czekał minimum 70 lat na leki generyczne.
Nope, nie mogę. Nie mam wyboru, w tym rzecz. Znaczy, teoretycznie mam, zawsze mogę puścić na arxiv albo w inne podobne, ale mnie z roboty wywalą bez publikacji (a taka się nie policzy).
Przykro mi, europejskie i amerykańskie prawo patentowe pozwala na opatentowanie jeszcze raz tego samego leku z lekko zmienioną formułą. Zostawia się taką samą ilość substancji czynnej, zamieniając jeden wypełniacz innym i już jest “nowy lek”. Hindusi takich odgrzewanych patentów nie zamierzają uznawać, a akurat między 2012 a 2015 koncernom farmaceutycznym kończy się ochrona na masę bardzo dochodowych leków.
Gazeta Prawna o tym pisze w tekście Tanie leki z Indii i Chin mogą zalać amerykański i europejski rynek.
Po co mi kawa, skoro mam lavinkę?
Nie zrozumiałaś niestety notatki Vagli. Vagla napisał, że o UJAWNIENIE pozycji negocjacyjnej Polski walka trwała co najmniej od 2008r. Jednocześnie zalinkował do postu w którym pisze wprost o tym jak m.in. jemu odmawiano odpowiedzi na wnioski o dostęp do informacji publicznej w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które to ministerstwo opublikowało pismo z LISTOPADA 2011 dopiero dnia 19 STYCZNIA 2012 (sam PDF został przygotowany dzień wcześniej, jak wynika z metadanych pliku).
Z tego co pamiętam można dostać patent na ten sam lek, pod warunkiem znalezienia nowego zastosowania… i wcale nie musi być skuteczny, wystarczy dopuszczenie do obrotu.
http://www.currentpartnering.com/2010/02/09/drug-repurposing-and-repatenting/
Co do braku wymogu skuteczności to jeszcze muszę poszukać źródła, bo był ładny case gdzieś opisany.
pls do.
owszem, przeokrutnie głowa mnie bolała podczas czytania. z lektury tekstu zapamiętałam głównie uczucie lekkiej trwogi.
Occupy Elsevier!
Widać tu jest prawdziwy problem praw autorskich: obrona AUTORA, przede wszystkim przed wykorzystującym go wydawcą. A nie wydawcy
W przypadku publikacji naukowych to mamy cały system eksploatacji naukowca pt. punktacja filadelfijska… czyli naukowiec nie ma za bardzo wyboru u kogo może publikować, jest narzucona lista.
Szukałem szukałem i znaleźć nie mogę… damn you reddit.com
Ale szukać będę nadal. Teraz mam nauczkę, żeby wszystko, co interesujące, dodawać do zakładek i tagować.