Szybki apdejt i synchronizacja zegarków po pierwszej części mojego malutkiego spisiku. Podobno po 10 tys. godzin uprawiania jakiejś dyscypliny człowiek osiąga w niej mistrzostwo. Who wants to touch me.
- 30 Rock — rewelacyjne, odjazdowo inteligentne, Tina Fey oczywiście rządzi, ale reszta obsady też daje czadu
- Archer — dżizas fak, ale śmieszy. just the tip.
- Big Bang Theory — no halo, obowiązkowo! Sheldon ojcem chrzestnym wszystkich nerdów, niestety
- Bob’s Burgers — pilot tak słaby, że sorka
- Bored to Death — pierwszy odcinek istotnie
- Cape — znakomity przykład tego, jak nie robić serialu z komiksowym superbohaterem w roli głównej
- Community — rewelka, no i przypadkiem nie przegapcie skeczów przy napisach końcowych
- Covert Affairs — Piper Perabo jest ładniusia, słodka i wdzięczna; każdy bullshit przejdzie
- CSI — nadal beznadziejne, a Marg coraz bardziej naciągnięta
- CSI Miami — z żalem stwierdzam, że w odróżnieniu od dwóch pozostałych trzyma poziom, chociaż ten nowy koleś z krzywymi nogami i wiszącą wargą jest jeszcze gorszy od Horacja
- CSI New York — drobna zmiana w obsadzie to chyba jedyna dobra rzecz, która się tam zdarzyła
- Desperate Romantics — bardzo przyzwoity kawał kostiumowej roboty
- Defenders — taki przyjemny leciutki o prawnikach łobuzach
- Drop Dead Diva — zabawne i trochę inne jak na prawnicze, ale szybko robi się monotonne
- Eastwick — no jak oni mogli to kancelnąć! były fajne dupy i świetny szatan!
- Episodes — trochę dziwny, zobaczymy, jak się rozwinie, brytyjska część obsady zajebista, ale amerykańska takase
- Fairly Legal — laska naprawdę ładna, ale serial słabieńki
- Fixer — pierwszy odcinek niespecjalny, drugi przespany, pfft
- Flashpoint — fajne kanadyjskie maczo, ale na dłuższą metę monotonne
- Gates — niby jest Rhona Mitra, ale niestety, po paru odcinkach nie dało rady wytrzymać z nudów
- Glades — no koleś fajny i pomysł też, ale wykonanie jedzie sztampą i znudziło mi się po paru odcinkach
- Good Wife — zdecydowanie jeden z najlepszych seriali, obsada, intryga, dialogi, no wszystko ma dobre
- Grey’s Anatomy — nie ma drugiego tak mistrzowsko skonstruowanego emo
- Guild — dobre nie tylko dla grających w mmorpgi, a Felicia Day jest obłędnym jackiem of all trades
- Harry’s Law — no Kathy Bates, co nie? a poza tym dość sympatycznie się zapowiada jak na lekki prawniczo-obuwniczy
- Hawaii Five-0 — ładne widoczki, O’Loughlin niezłe ciacho, świetny Caan, Park chyba ciągle głodna, Kim obleśny, całość — totalna bezydura
- Hellcats — bardzo proszę mniej dramy i więcej skakania, a wszystko będzie dobrze
- Hot in Cleveland — superhot, zwłaszcza Betty White FTW
- Human Target — jedyny serial, w którym ani przez chwilę nie obawiam się dżampnięcia szarka. Pierwszy sezon trochę sausage fest, a w drugim też jest nieźle :> also, Jackie Earle Haley musi już iść, bo ma kogoś samochodzie, to znaczy w bagażniku
- Hung — wielka pała nie wciągnęła (miało być do rymu, ale nie wyszło)
- Hustle — Mike mnie wkurza, ale Ash rekompensuje związane z tym straty moralne
- Identity — nie dość, że nic oryginalnego, to jeszcze nachalna agitka CCTV
- InSecurity — dżizas jaki głupi pilot, a miało być zdaje się śmieszne
- Jekyll — polecam, dobrze spędzone sześć brytyjskich godzin
- Justified — miało być tak mocno, a tu nuda
- Life Unexpected — żenująco naiwna młodzieżowa drama z doskonale dobraną emo muzyką, udało mi się wytrzymać trzy odcinki, ale cycki opadły z szelestem
- Lone Gunmen — w końcu był czas, żeby nadrobić; pierwsze dwa odcinki trochę mi zajęły, ale potem było bardzo dobrze
- Mad Men — perełka, kupione od pierwszego wejrzenia, a zwłaszcza od sceny, w której Christina Hendricks zapaliła papierosa
- Melissa and Joey — okropnie mnie śmieszy i mam nadzieję, że ktoś zamówi drugi sezon
- Miami Medical — tylko Lana Parrilla godna uwagi, reszta okropnie sztampowa, doktor proktor beznadziejny, na szczęście tylko jeden sezon
- Misfits — trzeci sezon w produkcji! yay! mistrz
- Murdoch Mysteries — główny bohater laleczka, ale serial spoko
- Modern Family — bardzo inteligentna komedia obyczajowa, na razie najlepsza w mojej karierze kanapowca. no i nie ma podkładanych rechotów
- NCIS Los Angeles — obsada fajna, ale w drugim sezonie mi się znudziło
- Onion News Network — kto zna oniona, temu nie trzeba reklamować
- Outlaw — bardzo profesjonalnie zaplanowane, ale sztampowe i naciągane, dobrze, że kancelnęli
- Personal Affairs — niestety, okazało się żenujące pod koniec
- Pushing Daisies — tak jak dobrzy ludzie mówili, pierwszy sezon cudowny, drugiego nie warto
- Royal Pains — słodka popierdułka w wolnych chwilach, ale szlachetność podbródka i rozchylone wargi głównego bohatera trochę mnie odkręcają
- Sherlock — orany, jaką denerwująco gumową twarz ma ten gościu, also: skubańcy ależ dobrze zrobili ten serial. Watson pyszności
- Shield — brzydko się zestarzał oraz za dużo niewiary trzeba odwiesić na kołek już w pierwszym odcinku
- Scoundrels — ładna obsada, dobrze się zapowiadało, szybko klapnęło i skasowali w porę
- Shit My Dad Says — dużo dobrości i chyba jedyna dobra rola Shatnera ever
- Spartacus: Blood and Sand — seks, krew, przemoc, intrygi, słabsza wersja slowmotionów z “300”, ale dobre homoerotyczne gore porn
- Spartacus: Gods of the Arena — producenci po znakomitym pierwszym sezonie w drugim doszli do mistrzostwa, rewelka
- Terriers — jak już powszechnie wiadomo, mam niewypowiedziany żal za kancelnięcie tej perełki
- Thick of It — trzy failnięte podejścia do pierwszego odcinka
- Trust Me — pół sezonu o agencji reklamowej i kancel, go figure
- True Blood — obejrzane w trzy noce cięgiem, niezłe, z przyjemnością czekam na czwarty sezon
- Undercovers — głupiutki szpiegowski z bardzo, bardzo ładną parą głównych bohaterów
- United States of Tara — bardzo dobry serial, ale w drugim sezonie zaczął zagasać i zagasł
- Unnatural History — taki tam młodzieżowy indiana jones
- Wallander — bardzo smutne i trochę męczące; w sumie niezłe, ale lepiej książki przeczytać
- Warehouse 13 — bardzo urocze i dla gadżeciarzy
- White Collar — o mamo, jakie to dobre! fajna obsada (w tym naprawdę przednie ciacho), sympatyczne intrygi, fpytkę
- Womens Murder Club — trzynaście przyzwoitych odcinków do popatrzenia na Angie Harmon
Pani redaktor, w tym megaspisie aż boli brak Eastbound & Down. Danny McBride is the shit.
Obsada i plot trochę przerażające, ale spróbuję, jak tylko oderwę się od Sons of Anarchy, będzie płodozmian gatunkowy. W ogóle na SoA radkowiecki mnie namawiał i namawiał z rok, a dopiero jak leslie powiedział, że to hamlet na motórach, to mnie wzięło.
Absolutnie należy, i proszę się nie bać Ferrella.
Ja z kolei chciałem podziękować za Community, bo chyba ze trzy razy zabierałem się do obejrzenia pilota i za każdym razem wyłączałem po pięciu minutach, zniesmaczony i zasmucony. Teraz, zachęcony po raz czwarty, wziąłem na sposób i zacząłem od s01e02. Zajebiste.
Spaced – troszkę stary, ale za to z Peggiem. Mnóstwo nawiązań (ala Community), tyle że z scifi zombie itp. (znowu Pegg)