Nie lubię Bożego Narodzenia, nic na to nie poradzę.
Uwielbiam dawać prezenty, ale jak myślę, że trzeba po nie przebijać się przez stada ochujałych ludzi w centrum handlowym, to mi odchodzi. Dobrze, że można trochę znaleźć przez Internet. Dla porządku dodam, że dostawać też lubię, ale na szczęście nie muszę podlegać szantażowi św. Mikołaja pt. “czy byłeś grzeczny”, bo z bezpretensjonalnym wdziękiem przyjmuję gifty przez rok cały.
Lubię swoją rodzinę i fajnie, że jest w roku parę takich usankcjonowanych terminów, żeby razem posiedzieć, i nikomu nagła robota nie wypadnie.
Lubię dobrze zjeść, ale nie znoszę tego obżerania się w Wigilię, nie znoszę śledzia, karpia i całej reszty tego gówna. Na szczęście ojciec uderza w barszczyk z krokietami i sernik, a święta kontestuje za pomocą baraniny, frytek i coli.
Cieszę się na skarpetki i tiszerty, które czekają na mnie pod choinką, ale męczą mnie pytania, co chcę dostać. Nie wiem, co chcę dostać. Nie chce mi się nad tym zastanawiać. Chcę święty spokój, rozciągacz doby, pokój na świecie i żeby ludzie sami siebie nie okłamywali.
Nie znoszę tego, że zawsze przed tymi świętami dookoła zaczynają się sypać nieszczęścia. Znajomym umierają ojcowie, przyjaciele dzielą się chujowymi sprawami rodzinnymi, które przez cały rok zmiecione tak trochę pod dywan zaczynają puchnąć w obliczu planów na kolację. Zresztą zbliża się koniec roku i mimowolne podsumowania często też nie są fajne.
Nie lubię tego, że zawsze w drugi dzień świąt pracuję, chociaż lubię moją robotę. A pensja w grudniu jaka jest, każdy widzi.
Chuj mnie strzela, jak widzę reklamy bazujące na skrytej tęsknocie ludzi do tego, czym naprawdę powinny być święta.
Wkurwia mnie widok dzielnych pań domu, które codziennie po pracy zarzynają się po łokcie, żeby przygotować wigilię dla bandy obiboków.
Nienawidzę, kiedy ludzie jadą spotkać się z praktycznie obcymi ludźmi i udawać rodzinę. Albo taki model: rozwód w styczniu, ale nie psujmy dzieciom świąt.
Mam mord w oczach przy last krismas aj gejwju maj fart.
Nie lubię choinek, bo się sypią igły.
One thought on “alleluja i do przodu”