Od 2007 r. niewiele się zmieniło (nocia była: alleluja i do przodu). Może tyle, że nie ojcowie umierają, tylko koty, nie pracuję już w drugi dzień świąt oraz zrobiłam listę prezentów, co jednak ułatwia życie. Oraz ludzie z tzw. mojego pokolenia zaczęli przed świętami piec rzeczy, a niektórzy nawet szykować własne wigilie. Macocha już podpuszcza brata i mnie, że “w przyszłym roku to hoho, musicie przecież poćwiczyć te przepisy, zanim doszczętnie nam rozum odbierze”.
Ale że św. Mikołaj to palant, przypomniałam sobie ostatnio, przegrzebując ostatnie pudła po przeprowadzce. Spójrzcie tylko na portret pamięciowy, który wykonałam w latach 80. zeszłego wieku:
Widzicie te zakłamane oczka, fikuśną czapeczkę, zaniedbany zarost? Cały on. Mniej więcej w tym samym czasie narysowałam swoją babcię oraz matkę boską, zapewniam, że są identyko jak oryginały. Poniżej Mikołaj w pracy, czyli w okolicach choinki, z patchworkowym workiem.
Skąd zatem moje podejrzenia, że to jednak patafianin? Oto korespondencja, którą odbyliśmy po drugiej stronie kartki:
Sama jeść. Co za bałwan samolubny. A może ja nie lubię sama jeść? Na swoje szczęście przyniósł te sanki. Ale jakby co, wiemy, gdzie mieszka.
Ocieram zatem pianę z pyska i życzę Wam, moi drodzy, zdrowia. Do more of what makes you happy.
Wow, użyłaś w liście literek z Wingdingsa, szacun! :)
ale w zasadzie, jego przeslanie jest mocno ponadczasowe. nadal wolisz, jak sie ciebie karmi :D