niespodzianek drugi

Nikt się nie spodziewa hiszpańskiej inkwizycji! Teraz nie otwieram lodówki, bo sama na siebie z niej wyskakuję. Ponieważ nigdy człowiek nie jest za stary na poszerzanie horyzontów, w tym roku (ogólnie pojętym bieżącym, nie kalendarzowym) nauczyłam się kilku nowych rzeczy.

1.

Po pierwsze, już wiem, jak napisać książkę, a konkretnie, to jak napisać poradnik. Nie mówię, że wiem, jak napisać go dobrze, ale za to na pewno wiem, jak napisać go na czas.

Trzeba mianowicie spisać plan z grubsza przypominajacy spis treści, a potem wynotowane tam hasła ubrać w zdania złożone. Następnie należy pozbierać materiały i prokrastynować (w tej kolejności, nie odwrotnie). Kiedy ciasto, czyli koncepcja któregoś rozdziału, wyrośnie — uformować. Potem tak samo z innym rozdziałem i tak dalej.

Przyda się trochę pogody ducha. Trzeba pogodzić się z rzeczami, na które nie ma się wpływu, o których się zapomniało, które się suboptymalnie zaplanowało, które zmieniły się od momentu napisania do chwili wyjścia z drukarni itd. Być gotowym na dużo ufania i transakcji tegoż (wydawca ufa mi, ja ufam redaktorce, korektorowi, ilustratorce i wydawcy, wydawca ufa drukarni i dystrybutorom, nikt nie ufa pewnej sieci księgarni, szanowne państwo czytelnictwo ufa nam wszystkim). Trzeba liczyć na znajomych, którzy uważnie wynajdą miejsca, które doczekają wydania drugiego uaktualnionego. Trzeba liczyć na to, że TrueCrypt się nie zwinie w trąbkę już po korekcie i redakcji!

Gdyby ktoś chciał nabyć (nie mam udziału w zyskach, więc proszę sobie kupować dla własnej przyjemności), to oto pozycja, którą mogę zasadnie walić mojego księcia w łeb, gdy używa w mojej przytomności słowa “blogerka” — według branżowych baz danych niniejszym jestem zupełnie prawdziwym autorem:

mobilki

(a język polski jest beznadziejny, jeśli chodzi o mój dżęder, w bazach danych i poza nimi). Nie dajcie się zwieść tytułowi, to po prostu zbiór przydatności dla ludzi dość samodzielnych, ale nie do końca oswojonych z dobrodziejstwami technologiczno-informatycznymi. W pierwszej części jest dużo o technice, a w drugiej — o internecie. Do tego trochę ciekawostek, uporządkowanych niby-oczywistości, porad i zachęt do eksploracji, osobny rozdział o savoir vivre mobilnym i stacjonarnym. Zwracam się do istoty czytającej w rodzaju żeńskim, a na końcu jest mała galeria osób identyfikujących się jako kobiety zasłużonych dla IT i okolic. Mała z powodu ograniczonego miejsca, nie z braku reprezentantek. Ogromnie żałuję, że nie zmieściło się zdjęcie Grace Hopper, która z czułym obrzydzeniem zamyka komputer, gdyż kocham Grace Hopper.

Podziękowania dla zespołu [na gieplusie] i [na fejsie].

W serii wyszły też poradniki o Samochodach (jak dbać o pojazd, bezpiecznie jeździć, załatwiać papierkologię, wymieniać płyny i dobrze się bawić jako kierowca), Prawie (jak się chajtać i rozwodzić, jak dziedziczyć, składać reklamacje, wynajmować mieszkanie itp.) i Pieniądzach (jak sensownie ogarniać budżet domowy, inwestować, wyjść z długów i ogólnie nie zbankrutować).

2.

Po drugie, spełniłam swoje marzenie o audycji w zasadzie radiowej, które nosiłam w sobie od mniej więcej czwartego roku życia, kiedy to dziadek dał mi magnetofon UNITRA ZRK MK122 (“licencja thomson”) z takim śmiesznym czarno-szarym mikrofonem.

Pierwszy wyemitowany odcinek Nerdów Nocą polegał na tym, że spotkaliśmy się z szanownym Radosławem T., puknęliśmy rolkę i przez kilka godzin rozmawialiśmy o serialach [wątek na moim gieplusie] [wątek na fejsie Radzia] [wątek na fejsie moim]. Był to strzał w dziesiątkę, ponieważ Radosław ma dużą i wierną bazę fanowską oraz znakomity baryton.

Przy okazji nauczyłam się wiele o montażu audio i obiecuję niektórych błędów więcej nie popełniać.

Mam kilka nagrań do obrobienia oraz umówionych kolejnych ciekawych gości z najróżniejszych dziedzin nerdostwa. Odcinki będą ogłaszane na gieplusowej stronie Nerdy Nocą, na Dekompresorze stronie www Nerdów Nocą oraz w iTunes (kiedy już mi zweryfikują kanał, to wrzucę lineczkę, a Wy oceniajcie tam i komentujcie, proszę Was bardzo). Potrzebuję jeszcze się zastanowić, jak rozwiązać istnienie Nerdów Nocą na Facebooku, ale na razie będę po prostu ogłaszać u siebie.

Dopóki nie znajdą się odważni reklamodawcy (“dzisiejszą rozmowę o seksie nietypowym sponsoruje firma Budexpex z Pacążek Gumowych Z Długim Trzonkiem”), audycja będzie nieregularnikiem, bo nie tak znowu często mogę zarwać noc na montaż, a nad długością ziemskiej doby wielokrotnie już ubolewałam.

3.

Po trzecie, odkryłam, jak mogę schudnąć techniką “żryj mniej”. Mianowicie trzeba było zidentyfikować te elementy żarcia, które a) szkodzą, b) powodują potrzebę żarcia więcej. U mnie winowajcą okazało się ogólnie pieczywo, a konkretnie pszenica (co łatwo sprawdzić np. za pomocą makaronu). Nie mówię, że u Ciebie to też zadziała, bo jednak sposoby odżywania są sprawą bardzo osobniczą.

Wiem, wiem, teraz w niektórych kręgach jest nagonka na pszenicę, że źle pędzona i w ogóle zło i szatan, ale nie to mnie popchnęło do spróbowania, bo jestem zbyt leniwa na nowinki żywieniowe. W wynikach badań nad jedną z moich chorób wyszła obiecująco wysoka korelacja pomiędzy odstawieniem produktów mączno-pszennych a remisją. Załapałam się na ten procent i teraz codziennie łkam z radości, bo remisja lepsza od chleba naszego powszedniego (a przy okazji także mogę znów bez problemu zawiązywać sznurówki i mieszczę się między sztachetami, kiedy lezę na skróty przez osiedle).

4.

Po czwarte, oprócz robienia swoich rzeczy, których, nawiasem mówiąc, nie da się zrobić bez wsparcia innych osób, zawsze lubiłam wspierać inne osoby, które robią rzeczy, których nie da się zrobić bez wsparcia innych osób. Nie będę wymieniać zasług przy projektach i wykonach, do których przyłożyłam palec, oko albo inną część ciała, bo są małe i wystarczy, że ja je znam i mogę się nimi nacierać przed snem. Po prostu korzystajcie i w miarę możliwości wynagrodźcie autorom ich pracę monetą, dobrym i konstruktywnym słowem albo poszerzaniem:

Zły Major Witek pisze znakomite, denerwująco krótkie opowiadania na skraju science-fiction tutaj: wrzutnia nocna.

Także ukazał się drukiem system ideefixe, którego jest ojcem-współautorem. Ludności niegrającej w RPG-i serdecznie polecam tę część podręcznika, w której opisane są świat i Polska AD 2045, gdyż autorzy już kilkanaście lat temu wstrząsająco celnie przewidzieli wiele bieżących kwestii.

Inżynieria Wszechświetności wyprodukowała przeuroczą grę, w której trzeba pomóc Czelabińskowi w kwestii meteorów: Chelyabinsk 

Można w nią grać także na Kongregate. Na stronę Inżynierii w ogóle warto zaglądać, jeśli kogoś interesują gry, tworzenie gier oraz oryginalne rozważania na temat mechanizmów w grach (i w życiu w ogóle).

Opi pisze cudowne notki informatyczno-nostalgiczne (ale nie tylko): Bronikowski.com

Dekompresor.pl to m.in. telewizja internetowa z kanałami: technologicznym, kinowym, prawnym i growym. A, bo zapomniałabym — przy tej okazji nauczyłam się więcej o montażu wideo, niż kiedykolwiek planowałam.

Kto jeszcze nie obserwuje, co wydaje Bookrage.org, ten sam sobie szkodzi! Każdy pakiet książek jest sprzedawany za taką kwotę, jaką masz ochotę zań zapłacić, ale tylko przez dwa tygodnie.

Winicjatywa to piękne miejsce dla ludzi, którzy piją wino zarówno amatorsko, jak i profesjonalnie.

Gdyby ktoś wybierał się motocyklem trasą Jedwabnego Szlaku, to ta ekipa już ją przetarła: Silk Road Adventure. Wrócili niedawno, zmęczeni, opaleni, teraz systematycznie wrzucają relacje i zdjęcia.

Dziękuję za uwagę, wsparcie i pomoc.

7 thoughts on “niespodzianek drugi”

  1. Poradniki – szacun. Przepraszam, że nie potrafię (kot na mnie leży).
    Radio – wezne 30 dkg. Przesz od 30 dkg nikt jeszcze nie umarł.
    Pszenica – łkam. Po miesiącu w trawie, przetrącanej upolowaną okazjonalnie kurą, utyłam dwa kilo. Po wykonaniu badań tarczycowych i wysłuchaniu licznych porad, postanowiłam zająć się czymś innym. Może poradnikiem? ;)
    Polecarnia – podziękował, poprosił o częściej.

  2. opi, teraz mam obraz mentalny spidermana masturbującego się puzonem. #corobić #brainbrush

  3. Hej hej, miło mi trafić na bloga autorki “mobilnego” poradnika :) Gratuluję!
    Faktem jest, że nic nie motywuje do pisania tak skutecznie, jak naglący deadline ;-)
    BTW. Co złego jest w określeniu “blogerka”? ;-) Ja tam jestem z niego dumna ;-) Pozdrawiam!

  4. Moim zdaniem (które nie musi pokrywać się z opinią autorki) “bloger” to jedno z tych słów, które znaczą trochę co innego, gdy człowiek mówi sam o sobie, ale trochę co innego, gdy mówią o nim. Na przykład ja mam stronę WWW, na której regularnie zamieszczam treści, czyli faktycznie “jestem blogerem”, jednak przede wszystkim jestem projektantem / programistą / producentem / recenzentem / tłumaczem gier komputerowych, a blog stanowi jedynie środek komunikacji z odbiorcami. Gdyby ktoś inny nazwał mnie blogerem, miałbym poczucie, że zagadnienie zostało spłycone (inny przykład: “poznajcie się, to jest Jacek, on jest drinkerem herbaty”).

  5. @Dana dziękuję, dziękuję, witam szanowną autorkę poradnika “pieniądzowego”, także gratulacje (:

    Któregoś dnia zdaje się @merigold zanuciła “deadline operated girl”, na co mogłam tylko wstać i klaskać.

    ad “blogerka” — to, co @Jacek napisał. Także mój szanowny mówi tak z wiadrem życzliwej ironii, spodziewając się pacnięcia gazetą. Z całym szacunkiem należnym ludziom robiącym w internecie kawał znakomitej roboty edukacyjnej, informacyjnej i literackiej — w moim kręgu towarzyskim określenie “bloger/ka” nie funkcjonuje bardzo serio.

    Kurde, i teraz przez Was muszę się zastanowić dlaczego.

    Dla mnie prowadzenie bloga jest czynnością komunikacyjną na poziomie korzystania z irca, usenetu, twittera czy czegokolwiek, co ma nadawców i odbiorców, a nie ma w łańcuchu pokarmowym przyczepionego wydawcy. Jedna z licznych form ekspresji, a nawet ten blog mi świadkiem, że nosi mnie po terenie jak kota o czwartej nad ranem. Zatem pisanie bloga jest istotnie jak robienie herbaty — bez tego człowiek się udusi.

    Idąc za myślą Jacka, gdybym miała identyfikować się jako cokolwiek, to potrzebowałabym kontekstu, żeby wybrać coś adekwatnego, a bez kontekstu nie wybrałabym “blogerki” (ani “autorki” ;). Z niejasnego jeszcze powodu prowadzenie bloga nie czyni mnie blogerką — to jest coś, co robię, a nie to, czym jestem (jak mycie się, granie w gry czy sprzątanie).

    Czyli jeszcze się zastanowię, czy kwestia nie wynika z mojej niechęci przed prostą identyfikacją, a może wiąże się z jakimiś różnicami pokoleniowymi albo pojęciowymi/językowymi. Na przykład kiedy archeolog/archeolożka ma blog, to chętniej mówimy o tej osobie archeolog/archeolożka niż bloger/blogerka — dlaczego? Czy to ten trop?

    (Albo po prostu jestem niepoważna, w końcu drzemy łacha także z określeń “literat”, “pisarz”, “poeta”, najlepiej w połączeniu z przymiotnikiem “znany”).

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *