Dawno już obiecywałam notkę o tym, jak żyć, ale to się nie tak łatwo zbiera. Nie gugla się za dobrze, materiały dojrzewają latami, niektóre z czasem pleśnieją. Poniższe to owoc ponad 30 lat upraw na ugorze. No, osiem wyjątków z owocu. Czekam na Wasze uzupełnienia i uwagi, że zmarnowałam sobie życie.
1. Wyglądaj tak, jakbyś nie trzymał(a) urazy
kategoria: fake it til you make it
Trzymanie urazy rzuca cień na relacje nie tylko z osobą podpadniętą. Pielęgnowanie w sobie żalu do kogoś o coś jest jak hodowanie kaktusa na ręku — Tobie niewygodnie, innych się dziubie, a o masturbacji zapomnij.
Można wybaczyć, machnąć ręką, można pójść na konfrontację, można poćwiczyć sposoby ochronne — technik jest tyle, ile ludzi. Poszukaj jakiejś dla siebie, a do tego czasu udawaj, że jesteś okay. Nie opowiadaj wszystkim długo o swoim rozgoryczeniu, bo to znaczy, że definiuje cię twoje złe uczucie względem kogoś, a nie na przykład to, co robisz fajnego.
Oczywiście siebie też nie należy wiecznie okładać dechą za błędy przeszłości. Można wyciągnąć wnioski i zostać troszeczkę nowym człowiekiem, który już nie musi nosić tych kamieni w plecaku (założyć nowy worek na plecy i zasuwać dalej).
2. Zastanów się, co i jak mówisz
kategoria: dwie setne sekundy
Odnosi się zarówno do opisów sytuacji, zwracania się do innych ludzi, jak i do mówienia o sobie. Na przykład poczuj różnicę między “jestem debilem”, “jestę debilę” i “głupio zrobiłem(am)”. Albo między “kłamiesz” a “nie zgadzam się”, “mam przekonanie graniczące z pewnością, że tak nie jest” a “to ja mam/myślę/czuję inaczej niż ty”.
Na wikipedii jest poręczna lista chwytów erystycznych w rozmowie, zastanów się, czy którychś nie stosujesz, a jeśli tak, to dlaczego. Zachowaj czujność na błędy swojego rozumowania i poćwicz w samotności (lub na kimś zaprzyjaźnionym i wtajemniczonym w eksperyment), jak zwracać komuś uwagę, że popełnia.
Praca nad swoim charakterem nie kończy się nigdy, ale może być fajna i pouczająca. “Ubogacająca”, jak mawia sarkastycznie jedna z moich wrednych ziomalek.
3. Odwiedzaj placówki medyczne
kategoria: w zdrowym ciele zdrowe cielę
Jestem zdania, że wszyscy ludzie powinni iść do dentysty, a potem się ze sobą całować. Świat byłby lepszy.
A propos dentysty — można sporo zaoszczędzić czasu i pieniędzy, chodząc na piaskowanie (w wersji nowoczesnej: skaling). Trwa to góra godzinę, zdejmują w tym czasie osad i kamień, dzięki czemu oddech świeższy, a próchnica trochę traci w przedbiegach. Czyszczenie osadu w ogóle nie jest nieprzyjemne, tylko trochę słone, ale ściąganie kamienia ultradźwiękami, choć w zasadzie nie boli, potrafi być dość upiorne ze względu na towarzyszący pisk. O ile dobrze pamiętam, osobie ubezpieczonej przysługuje gratisowe skrobanie zębów raz na rok. Grzech nie skorzystać.
Z wiekiem zaczynają czasem dolegać tzw. szyjki, czyli kawałek zęba schowany pod dziąsłem. Można poznać po tym, że ząb boli tylko z jednego boku. Dobra wiadomość — jest taki preparat, który dentysta w to miejsce wciera i od razu jest spokój. Żadnego cięcia i wiercenia, zero traumy. Wersja dla oszczędnych — wetrzeć sobie w to miejsce trochę pasty do zębów na noc. Trochę się człowiek ślini, ale czasem przechodzi.
Zdrowa kobieta beztabletkowa antykoncepcyjnie powinna raz na rok zajrzeć do ginekologa (płci obojętnej), który powinien zajrzeć też do niej. Trzeba zrobić cytologię i usg sutków, czasem też jajników. Dobry ginekolog przyjrzy się też uważnie i ewentualnie doradzi wizytę u innych specjalistów. Wybierz sobie dobrego lekarza, to duża oszczędność czasu i nerwów.
Zdrowy mężczyzna powinien raz na jakiś czas pomacać się po bębnie i sprawdzić sobie wątroby, trzustki i ciśnienie. Większość moich znajomych bierze codziennie bez obciachu proszek na nadciśnienie i wszyscy jesteśmy dzięki temu zdrowsi. W Pewnym Wieku trzeba też zacząć kontrolować zagadnienie prostaty. Jeśli koncepcja uśmiechniętego lekarza strzelającego gumową rękawiczką nie napawa cię ekscytacją, spieszę donieść, że to spokojnie można badać aparatem usg przez skórę na brzuchu.
Warto przetestować się raz na jakiś czas (można ustalić częstotliwość lub potrzebę z lekarzem) na france przenoszone drogą płciową. Zapobiegliwość daje trochę spokoju ducha i nie jest niczym wstydliwym, wręcz przeciwnie. Nie należy też zapominać, że robienie sobie dobrze wpływa korzystnie na cerę, krążenie, ciśnienie, prostatę (dla posiadaczy) oraz obniża poziom stresu.
4. Socjalizuj się
kategoria: fake it til you make it
Bez ludzi się dziczeje. Z ludźmi też, ale jesteśmy tak skonstruowani, że interakcja międzyludzka pozapracowa z odpowiadającą nam częstotliwością bardzo poprawia jakość życia. To jest ważne nie tylko dla głowy, ale też dla normalnej fizjologii (np. wyguglaj frazę “importance of human touch”).
Nie będzie żadną nowością, kiedy powiem, że najlepiej znaleźć sobie ludzi, którzy nas po pierwsze akceptują z bogactwem inwentarza, po drugie inspirują, po trzecie nie męczą. Ludzi można zmieniać i zażywać w różnym natężeniu. Wolno nie zawsze mieć ochotę. Czasem warto się zmusić, a czasem należy spokojnie posiedzieć solo. Trzeba trochę poeksperymentować (np. sprawdzić, czy jest się intro- czy ekstrawertykiem), a po jakimś czasie to się samo czuje.
Przykład: jeśli masz kolegę, którego lubisz, ale nie możesz go zażywać w za dużych dawkach, to niekoniecznie coś jest z nim albo z Tobą nie w porządku. Tak może po prostu być na przykład ze względu na różnicę temperamentów i wtedy można sobie wyaproksymować dawkę z obopólną korzyścią. Jeśli jednak masz kolegę, po spotkaniu z którym czujesz się wyplute i wymęczone, to spokojnie można poszukać innego. Wypada przy okazji zastanowić się, czy samemu nie jest się takim kolegą.
Właściwą relację międzyludzką poznać po tym, że wszyscy na niej zyskują.
W konstruowaniu więzi pomaga traktowanie ludzi z pewną wyrozumiałością. Nikt nie jest mistrzem świata w tej dyscyplinie, nawet ja. Oprócz tego gadanie, że dopóki sam się nie lubisz, nikt Cię nie polubi, to smętne pierdolenie. Ktoś Cię polubi, nie stawiaj oporu bez potrzeby.
5. Dbaj o kondycję
kategoria: w zdrowym ciele zdrowe cielę
Możesz schudnąć, możesz nie, jak wolisz. Nie dajmy się zwariować presji rówieśniczej. Jeśli dolegają Ci obciążone stawy czy jakieś inne wskazania, to pewnie nie zaszkodzi. Jeśli bardzo głęboko w środku dobrze się czujesz ze swoim ciałem (bez oglądania się na czasopisma z modelkami, modelami i innymi ciałami zarabiającymi na życie swoim wyglądem), nie zaśmiecaj powietrza gadaniem, że jesteś za gruby/za gruba. Dbaj o siebie.
Nie jestem fanatykiem aktywności fizycznej wykraczającej poza seks, spacer, obsługę pada do plejawki i podnoszenie kieliszka, ale drogą wielu badań terenowych doszłam do wniosku, że przyzwoita kondycja fizyczna przekłada się korzystnie na wiele dziedziń życia łącznie z wyż/wym. Opcje są różnorodne — osoby towarzyskie mogą pochodzić raz-dwa w tygodniu na jakieś tańce, sztuczne skałki czy inne zajęcia ruchowe w grupie. Osoby nieobrzydliwe mogą pójść na basen. Samotnicy mogą skonstruować sobie zestaw ćwiczeń trwający 10 minut przy użyciu sprzętów dostępnych w każdym domu lub uprawiać energicznego ingressa piechotą lub rowerem.
6. Weź coś porób fajnego oprócz tego, co zwykle
kategoria: zjadłbym coś
Ludność uprawiająca konkretne hobby wykazuje lepszą jakość życia od ludności, która tylko pracuje i pije piwo przed telewizorem. Znajdź coś, co przynosi Ci żywą radochę i rób to bez obciachu. Maluj figurki, graj w gry, czytaj książki, dłub w pojeździe mechanicznym, gotuj jakieś pojebane potrawy, rób na szydełku, jedź na ryby, rysuj, sklejaj, pal sziszę na balkonie, rób zdjęcia. Niech to będzie Twój czas, możesz to robić z kimś, możesz samodzielnie. Jeśli hobby ma wyniki, możesz je chować do szuflady albo dzielić się z bliskimi i obcymi. To może, ale nie musi być super angażujące zajęcie, nie powinno też pachnieć jak przykry obowiązek.
Istnieje teoria, że dobre hobby jest komplementarne do pracy. Jeśli zawodowo wkręcasz śrubki, to można po godzinach np. rozwiązywać sudoku. Jeśli płacą Ci za przekładanie papierów, to nie od rzeczy byłoby hobby majsterkująco-manualne. Masz w pracy do czynienia z debilami — hoduj roślinki. Nie zrażaj się po pierwszym nieudanym hobby, bo w końcu znajdziesz coś dla siebie i zgodnego z prawem.
7. Zadbaj o swój lokal
kategoria: w zdrowym ciele zdrowe cielę
Nie mówię, żeby zaraz robić remont (jestem prawdopodobnie jedną z pięciu osób na świecie, które lubią remonty), albo posprzątać biurko (aaargh), ale weź się rozejrzyj, gdzie siedzisz zwykle. Może sprawi Ci przyjemność korzystne przemeblowanie, wymiana jakiegoś sprzętu, usprawnienie jakiejś czynności poprzez nabycie nowego ekwipunku… Sama ostatnio kupiłam sobie za siedem zeta samoprzylepne wieszaki w kształcie czaszki i od razu przestałam gubić kluczyki. Odkryłam także, że drzwi wejściowe mają w sobie tyle metalu, że magnesy trzymają na nich ulotki do żarcia na telefon i zawieszkę “nie przeszkadzać, gram na konsoli”, która nastawia przyjaźnie wszelkich kurierów.
Czytałam gdzieś o technice sprzątania szafy z ubraniami — nie mam do niej cierpliwości, bo w naszym klimacie może trwać rok, ale ogólnie rzecz biorąc polega na tym, żeby powiesić sobie rzeczy na wieszakach i wsadzić do szafy odwrotnie. Tak, żeby się niewygodnie ten wieszak zdejmowało. Ciuchy, które odpowiednio długo zostały na tych odwróconych wieszakach, można spokojnie spakować i oddać potrzebującym. Analogicznie z rzeczami schowanymi z tyłu półek. Nie wymyśliłam jeszcze, jak tę miarkę przyłożyć do bielizny.
8. Śmiej się
kategoria: dwie setne sekundy
No już, rechocz. Nieno, żartuję — chodzi mi o to, żeby nie tak często koncentrować się na rzeczach, od których Cię skręca, na przykład na wieściach politycznych, skandalach społecznych, wrednych sąsiadach i obrzydliwościach świata tego. Sama oblatuję ten temat, oglądając lepsze standupy (osobliwie podchodzą mi irlandzkie, szkockie oraz Whose Line Is It Anyway), odwiedzając sympatyczne zupy i tumblry oraz gadając z ludźmi, którzy mają absurdalne a zabawne skojarzenia.
Śmianie się czasem trzeba poćwiczyć (odruch wesołości jest nam usuwany systemowo gdzieś w rejonie edukacji wczesnoszkolnej) i samodzielnie zadbać o dostawę odpowiedniego dla nas towaru. Chujowizny ludzkość dostarczy Ci bez wysiłku.
W internecie są kontenery kontentu, tony sajtów pełnych przyjemnych rzeczy do zawieszenia oka lub poczucia humoru, eksploruj. Nie znam lepszego detergentu dla higieny psychicznej niż się życzliwie zaśmiać. Można z siebie.
Bonus round
Endorfina
kategoria: zjadłbym coś
Seks. Jedzenie. Sport. Przytulanie. Głaskanie zwierząt domowych. Któryś z powyższych punktów. Coś zupełnie z innej beczki. Nie wiem, co lubisz. Trzeba sobie dostarczać powód do produkcji. Deficyt prowadzi do nieodwracalnych zmian w koleinach mózgowych.
Amen, sister. Puszczam dalej, więc się nie zdziw trafieniami z różnych dziwnie brzmiących stron.
Swietny tekst ,uwazam ze przyjalbym towarzystwo w duzej dawce :)
Przyszedł mi na myśl jeszcze jeden punkt (który trochę przenika się z pozostałymi, ale tylko częściowo) – “Rób sobie drobne przyjemności i nie miej z tego powodu wyrzutów sumienia.” Drobne przyjemności mogą być różne, dla mnie to na przykład kupienie sobie ładnych kwiatków do postawienia na stole, kawa w ulubionej kawiarni i kilka godzin w ogrodzie botanicznym, ktoś inny może mieć zupełnie inne drobne przyjemności. Chodzi o to, żeby człowiekowi było miło i żeby nie miał wcześniej/później wyrzutów sumienia, że ten czas i te pieniądze to by można było lepiej spożytkować. Drobne przyjemności nie mają być pożyteczne, tylko przyjemne.
Do punktu szóstego mogę dorzucić: “i miej w dupie to, że osobnikom hobby nieposiadającym twoje akurat wydaje się pojebane / dziecinne / potrzebne dopisać. Przejmowanie się takim głupim gadaniem może się skończyć porzuceniem hobby, a to skutkuje byciem takim samym skwaszonym dogadywaczem”.
Oraz podpisuję się wszystkimi czterema łapy pod tym, co napisała Deli oczko wyżej. Drobne przyjemności, choćby były absurdalne, dorzucały nam pierdolnika do domu, były w niewielkim stopniu szkodliwe dla zdrowia etc. są fajne, bo są przyjemnościami.
Oczywiście można mieć po drobnych przyjemnościach wyrzuty sumienia, jak sobie stryjenka winszuje. Jednak zasadniczo pobieżnie nie ma to większego sensu, bo na świecie i tak jest od jasnej cholery okazji do nabycia wyrzutów sumienia w dowolnym rozmiarze oraz ilości. Zaś świat, w całej swej uprzejmości, dostarczy nam ich gratis całkiem sporo.
@deli, @mikołaj
święte słowa!
“a time you enjoyed wasting is not wasted time.”
bodaj john lennon.
n+1. ŚPIEWAJ I TAŃCZ
kategoria: a chuj wi :)
Przestań oceniać jak wyglądasz kiedy tańczysz i jak brzmisz kiedy śpiewasz. Jeśli nie chcesz by ktoś widział/słyszał rób to w samotności albo pod prysznicem. Idź na karałoke. Idź na disco. Idź na milongę. Albo na ceili pokicać. Taniec to taki ruch, tylko lepiej ;)
Śpiew to taki oddech duszy. A może tak cichutko, prawie szeptem? A jak nie możesz śpiewać, to po prostu pooddychaj. Najlepiej w parku a nie między samochodami na rowerze/motocyklu ;). Oddychanie się przydaje.
I przestań sie oceniać. Poważnie mówię. To powoduje że gardło się ściska zara i głos zdycha smętnie.
@maskotka – idź na szanty albo na koncert ulubionej kapeli i śpiewaj, w tym hałasie i tak nikt cię nie usłyszy, a można się wyżyć. Ja w każdym razie stosuję tę metodę, bo od czasu, kiedy na lekcji muzyki w podstawówce usłyszałam, że mam głos jak syrena okrętowa, przy ludziach się wstydzę.
kategoria: inne i inni
Graj w grę, którą jakiś czas temu opisał Zill: mów dobre rzeczy innym osobom, ciesz się z tego, że cieszą się inni. Nie rób tego w oczekiwaniu na rewanż, ale spokojnie, rewanż przyjdzie i tak.
Zachwycaj się światem, widokiem za oknem, nowymi rzeczami. Na to nigdy nie jest się za starym. Jeśli tak się czujesz, to znak przemęczenia i sygnał, że trzeba przystopować.
<3
Dodałabym jeszcze, że z kategorii: fake it til you make it dużą zmianę w jakości życia daje przestawienie się w tryb niezazdroszczenia innym i martwienia się o to czy mnie jest dobrze. Chodzi głównie o to, żeby nie myśleć o ludziach źle dlatego, że mają lepiej, nawet jeśli niesprawiedliwie mają lepiej. Co z tego, że koleżanka ma super nową furę bo kupił jej mąż albo zarabia więcej – przecież kochasz swojego malucha, dobrze Ci się w nim jeździ, więc jest Ci dobrze, nie? Zawsze na świecie będą ludzie, którym będzie lepiej albo, którzy będą mieli coś lepszego od Ciebie, ale to nie znaczy, że masz się z tego powodu czuć gorzej. Bądź ok ze sobą.
Nie wiem jak to jeszcze napisać, żeby nie miało czysto materialnego wydźwięku, ale im dłużej będziesz się skupiać w różnych sytuacjach na tym, że przecież Tobie jest ok i nie ma sensu zazdrościć innym albo robić innym na złość tylko dlatego, że mają lepiej, tym bardziej to zaprocentuje w przyszłości i tym życzliwiej będziesz sie odnosił do innych ludzi ;)
Daj sobie prawo.
Do niemania siły, ochoty, łorewa. Do nicnierobienia. Do niebycia na tiptop, na błysk, na cito. Do oddzwaniania do budzika godzinę po tym, jak on dzwonił do Ciebie. Do luzu, do niemania spinki. Do niepośpiechu.
Nie bój się wyjść do ludzi, jak jesteś dzikusem, ale obcowanie z humanoidami Cię pociąga, tylko odwagi nie starcza. Oni nie są kanibalami [zazwyczaj].
Mów i rób ludziom miłe rzeczy, i to nie tylko bliskim. Co z tego, że mówiłeś wczoraj, że nie możesz bez niej żyć. Powiedz i dziś, a co Ci szkodzi! Powiedziałaś mu ostatnio, że go kochasz? Przypomnij mu dzisiaj, bo może zapomniał. Pozmywaj za nią gary, żeby sobie nie niszczyła paznokci. Zrób mu masaż, jak wróci zmęczony z pracy. Wstaw pranie, nawet jeśli dzisiaj nie jest Twoja kolej.
Mijasz na ulicy fajnie ubraną dziewczynę? Powiedz jej, że ma nietuzinkowy styl. Ktoś za Tobą w kolejce w sklepie stoi tylko z kartonem mleka, a Ty masz pełny koszyk? Przepuść i życz miłego dnia. Jakaś laska płacze w parku na ławce? Urwij jakiegoś chwasta z kolorową końcówką i podaj jej w pakiecie z paczką chusteczek.
I pamiętaj: nigdy nie jest się za starym, żeby jeździć na hulajnodze!
“Masz w pracy do czynienia z debilami — hoduj roślinki.”
Moje koleżanki przy biurkach obok to działkowiczki, idę się podejrzliwie przejrzeć w lustrze ;-)
@Maskotka
Przestań oceniać jak wyglądasz kiedy tańczysz i jak brzmisz kiedy śpiewasz.
Ano, kurs tańca mnie skrzywdził. Miałem imprezowy tryb swobodne gibania, w którym muzyka mi zbytnio nie przeszkadzała. Na kursie tańca (pomysł małżonki) gibanie zohydzono, ale wyuczone, poprawne gibanie, mam sztywne i bez fanu :-/
Bo poszedłeś na kurs tańców standardowych zamiast na tango argentyńskie, wierz mi , też to przećwiczyłem :)
@szatkens tak!
i z niektórymi rzeczami nie ma co czekać. ani oczekiwać. od razu się robi przyjemniej.
@vi
normalnie Cię wyściskam zaniedługo.
Robisz kawał dobrej roboty, przybliżając podstawy wiedzy na p takim ludziom, którzy za nic w świecie nie trafiliby do specjalisty na p. Tak trzymać!
Mądre i zabawnie napisane. Dodałbym tylko: “Rób coś, co wg Ciebie ma znaczenie. Poświęcaj jakis czas na aktywności, które czujesz, że są Ważne, nie tylko na te przyjemne. Płódź i wychowuj dzieci, manifestuj w obronie praw kogośtam, założ osiedlowy dziecięcy klub tańców łupkowskich i popularyzuj je, walcz o rozsądne gospodarowanie funduszami przez radę miasta, pisz bloga o tym, jak dobrze być wege, rzuć browary i załóż grupę aa, whatever. Poszukaj czego, co będzie większe niż Ty i zaangażuj się w to, żeby czuć, że zostawiasz jakiś dobry ślad po sobie w świecie. Rób coś, co da Ci poczucie spełnienia, a nie tylko komfortu lub przyjemności (choć jeśłi te da też, to juz w ogóle super.).”
Fajny wpis. :-)
Ale przyczepię się do dwóch rzeczy:
1) Piaskowanie. Z tego, co mi wiadomo (wiedza teoretyczna i doświadczenie praktyczne), to lepszy jest skaling. Po piaskowaniu osad na zębach pojawia się jeszcze szybciej.
2) Nadciśnienie. Zamiast brać prochy lepiej zadbać o zdrowy tryb życia (aktywność fizyczna, odżywianie). Polecam film “$tatin Nation” (http://www.statinnation.net/).
Jakiś czas temu trafiłem na artykuł w podobnym klimacie: http://skroc.pl/b4bc
@Maciek tak! miałam na myśli skaling, odruchowo nazwałam. zaraz coś poprawię. dziękuję!
podesłano mi na fejsie — znakomitość (jak większość Minchina w ogóle)
http://www.youtube.com/watch?v=yoEezZD71sc
Z powodu pewnego przeuroczego telefonu zmuszona jestem sprostować: na “p” to była psychologia, psycholog (NIE prostata, proktolog).
Każdemu jego p ;)