Zimno jest. Koty kładą się na telewizorze. Mam telewizor, ale nie mam telewizji. Oglądam tylko seriale, na które mam ochotę, takie bez reklam w międzyczasie, polskich napisów ani lektora. Filmy w kinie albo na diwidi. Muzyki w sensie radia słucham w taksówce. Mogę z dumą powiedzieć, że nie mam pojęcia, co się dzieje w muzyce rozrywkowej w kraju i na świecie. Dlatego podchodzę do tematu niewinnie, bezpretensjonalnie i niezwykle rzadko. Dziś było to rzadko. Po kilku kwadransach w teledyskowym serwisie jednego z polskich portali wnioski mam.
- Teksty polskich piosenek są tak żenua, że nawet nie będę się natrząsać, bo to byłoby jak strzelanie do śledzi w beczce z BFG9000 (oh yes).
- Trudno się więc dziwić, że część wokalistów zaczyna śpiewać po angielsku. To piękny język, w którym wiele bulszitów przejdzie.
- Call me a whiner, ale wokaliście wypada mieć głos albo jakiś pomysł, który go zastąpi.
- Dziwnie mało jest polskich wokalistów/zespołów serwujących popik na przyzwoitym poziomie. Mnóstwo jest za to takich bez głosu, pomysłu i z tekstami zrywającymi kołek do wieszania obciachu.
W poszukiwaniu porzadnej polskiej piosenki popowej przyszło mi odwiedzić naprawdę przerażające zakamarki. Z narażeniem zdrowia. Moja absurdalna wędrówka wiodła tędy:
Ha-Dwa-O “Będziesz sam” — muzyczka wporzo, ale babka bez głosu.
Hania Stach “Regroup” — po angielsku, ale za to muzyczka nijaka, a babka, choć dla odmiany ładna, też bez głosu.
Butelka “Dekoder TV Trwam” – dobre, dobre, i tekst, i muzyczka. I teledysk nawet. Ale pop to to nie jest.
Wilki “Na zawsze i na wieczność” — NIECH MNIE KTOŚ ZASTRZELI jeśli po czterdziestce będziemy z chłopakami serio rzucać tekstami sprzed dwudziestki i zalotnym zezem znad mikrofonu. PROSZĘ.
Queens “Każdego dnia” — mój rekord to 16 sekund. I nic nie pamiętam. Sorki.
R. Chojnacki i A. Piaseczny “Będziesz znów” – muzyczka z głosem doskonałe, mianowicie chce mi się czule bzykać już po pierwszej zwrotce. Tekst, jaki jest, nie wiem. Mózg mi się wyłączał co kilka zdań, parę sformułowań ładnych (np. “nim opadnie przedostatni wstyd”, ściągam majty od razu), a potem nagle żżżt wyprost zwój spocznij. Podejrzewam, że tak właśnie ma być. Fachowa robota, szacun.
Szymon Wydra “Gdzie jest dziś” — chłopak ma przyjemny głos i dobrego aranżatora czy jak to się tam nazywa, ale teksty chyba mu pisze jakiś okropnie pryszczaty nastolatek, szkoda.
Mieczysław Szcześniak “Mamma” — ładne! Pan śpiewa profesjonalnie, tekst nie boli, a teledysk uroczy (poza momentami, kiedy Miecz wije się na tle zielonych kółek. Miecz powinien śpiewać z głębi kartonowego pudła albo zza parawanu).
Anna Szarmach “Take or Leave It” — wygląda jak szparagi w sosie holenderskim, smakuje jak mielony przegląd tygodnia. A potem nagle jakiś pan zaczyna rapować i Palec Żenady nadusza “next”.
Milczenie Owiec “Części” — nie moje klimaty, ale głos i pomysł są. Tekst trochę niewyraźny, muzyka zagłusza (i chyba dobrze). No i znów chyba nie pop.
Ania Dąbrowska “Trudno mi się przyznać” — panienka troszeczkę sepleni, ale tekst jest przyjemnie bezpretensjonalny (albo mój mózg już się przeprofilował). Głos trudno ocenić, piosenka nie eksponuje. Trend dobry.
Bogna Woźniak “Krzyk” — Zupełnie nie pop. Punkt za odwagę, ale pani nie powinna zbliżać się do tego kawałka, dopóki a) nie nabierze porządnego (głębokiego i przejmującego, a nie kociokwiczącego) głosu, b) żyje ostatnia osoba, która pamięta oryginalne wykonanie. IMHO oczywiście.
Marzena Komsta “Desire” — po pół minuty przebywania w czyimś przewodzie pokarmowym (sooo not pop) trzeba mi było Basement Jaxx na odtrucie.
Plateau “To nie ty” — zapachniało mi Republiką, tylko chłopak nie ma wady wymowy. Nie moje klimaty, jeden sampel wkurzający, ale gitarka okay, tekst wystarczająco mętny. W tę stronę może być.
Varius Manx “Tyle siły mam” — hałaśliwa muzyczka, głos nudny, tekst przerażająco nastoletni. Next please.
Kasia Cerekwicka “Potrafię kochać” — tekst nędzny, muzyczka smętnie sztampowa, jakieś wtręty hejaoooja od czapki, dziewczyna może i ma głos, ale kompletnie nie do takiej muzyki. No męczarnia jakaś.
PIN “Wina mocny smak” — pretensjonalność 8, żenada tekstowa 9, muzyka 3, gejowość 12. I tym razem to wada.
Gosia Andrzejewicz “Słowa” — naprawdę serce rośnie, że dziewuszka nie musi być ładna, żeby ktoś ją wylansował, bo głos ma jak perełka. Tekścik taki sobie, ale muzyczka odróżnialna. Hm. Po stylu, w jaki wpadam, domyślam się, że target jest raczej różowo-cukierkowy. Nie szkodzi, nie będę grymasić.
Virgin “Szansa” — muzyka przebojowa, wokalistka jedzie głosem jak buldożerem, w teledysku są cycki, w zasadzie wszystko byłoby okay, gdyby nie tekst, który wymyka się moim szarym komórkom tak sprytnie, że odmawiam współpracy.
Kasia Stankiewicz “Marzec” — tekst mnie zmęczył zdecydowanie za szybko, żebym zdążyła docenić przyjemną skądinąd muzyczkę.
Jeden Osiem L feat. Joanna Bicz “Kilka chwil” — nareszcie coś porządnego, ale hiphop.
Sumptuastic “Bez ciemności nie ma snów” — przyjemny kawałek, ale chyba o niczym, bo nie udało mi się zwrócić uwagi na tekst. Gejowaty wokalista i dwie ładne wokalistki, dla każdego coś miłego (mnie przypadła do gustu ta czarna).
Marzena Korzonek “Dlatego kochaj” — nuda. Tekst prosty jak coś bardzo prostego, pani ma głos porządny, bez rewelacji, ale porządny, muzyka adekwatna, a całość, no, nudna, ubożuchna taka.
Reni Jusis “Niemy krzyk” — o, naprawdę porządny popik. Nareszcie.
Mollęda “No Second Chance” — polskie spółgłoski śpiewane po angielsku zawsze mnie jakoś tak łaskoczą w coś śmiesznego. Chłopcy są seksowni jak zwój liny żeglarskiej, głosiki mają w gruncie rzeczy wątłe, a piosenka prezentuje poziom bojzbendowy niski.
Ich Troje “Bóg jest miłością” — well. Muzycznie i wokalnie porządny popik, ale tekst zabił we mnie ostatnią żywą bakterię. Umówmy się, że nic nie zaszło, proszę się rozejść i nie robić zamieszania.
No dobra, starczy. W temacie porządnej polskiej popowej piosenki nie jest dobrze. Za to dobrze sobie pokrytyczyć, teraz są mrozy, a od tego robi się tak przyjemnie ciepło w brzuchu.
Butelka?! To kapela mojego szefa z ciepłowni!
Gość w dzień był biznesmenem (jeżyk, sachomod, pager – później cegła Centertela) a w nocy peruka, czarna skóra i dawał czadu.
Na pierwszej chyba w Toruniu nagrywarce (dwukrotna SCSI wielkości obudowy desktop) w ramach obowiązków służbowych smażyliśmy pierwszy nakład pierwszej płyty Butelki.
Miło wiedzieć, że Kopcu dalej daje czadu.
To jest jak przyłapanie papieża na czarnej mszy, i to na dodatek podczas jego zajęć w podgrupach. Z kozłem. Widok koszmarny ale jaka satysfakcja. Napisałaś:
(…) bo to byłoby jak strzelanie do śledzi w beczce z BFG9000 (oh yes)”
Śledzie w beczce z BFG9000 miałyby szansę się gdzieś schować a poza tym postrzelony BFG9000 mógłby strzelającemu eksplodować w twarz zieloną smegmą. Oh yes.
wstydził/ła bys sie ten obrazek z Jezusem dawac tutaj ;/