seriale, gdyż wrzesień

Nie dziękujcie, bo wiem, że długo czekaliście. Trochę nowego dobrego pojawiło się od zeszłego roku, smaczne zapowiedzi, kilka pysznych pilotów. Czyli jak zwykle, tylko MAŁO. W każdym razie umawiamy się już z Radziem na nagranie następnego alfabetu serialowego, a do tego czasu naści oto podsumowanie ostatniego roku.

Kolejność przypadkowa i mogłam o czymś zapomnieć, ponieważ wordpress zeżarł mi tę notkę i musiałam odtworzyć listę z pamięci, co jest wielce frustrujące. No, to miłego oglądania.

kanapa

Mr. Robot — prawdziwie hakerski serial, bardzo oryginalny, mroczny i porządny, widownia na całym świecie klaszcze na stojąco, a ja… a mnie trochę drażni. O dziwo nie Christianem Slaterem w obsadzie, lecz stosunkiem głównego bohatera do ludzkości, przy czym to nie musi być wada serialu, tylko niektórych grup należących do lub podających się za część hakerskiej kultury, a ja się niepotrzebnie denerwuję. Ogólnie — warto.

Humans — brytyjski o humanoidalnych robotach w społeczeństwie. Po brytyjsku elegancki, po brytyjsku ponury i po brytyjsku trochę dla mnie zbyt powolny, więc znudziłam się w połowie sezonu.

(Gdzieś niedawno przeczytałam zabawną obserwację, że Mr. Robot jest o ludziach, a Humans jest o robotach. Istotnie).

Zaraz, serio dalej kręcą The Last Ship? Czy ktoś mógłby mi króciutko powiedzieć, dlaczego?… Nie dotykam, ale ktoś to dla kogoś robi. To przy okazji to samo pytanie o Defiance.

Unbreakable Kimmy Schmidt — cudowny, absurdalny cukiereczek z ważną, okrągłą pieczęcią Tiny Fey. Czyli komedia życzliwa. Dodatkowy plus za czołówkę od Schmoyoho.

Dark Matter — kanadyjski SF na statku kosmicznym, absolutnie dokładnie taki, jaki powinien być SF na statku kosmicznym. Niedrogi, odbywa się głównie we wnętrzach, skromna elegancja w tonacji czarno-metalicznej. Ktoś wziął dobrą, działającą sztampę, nieznacznie w niej pomerdał, i teraz suną z tym koksem. Jestem fanką. Oglądam zawsze przed odcinkiem Killjoys i uważam, że to najlepszy sposób. Nawiasem mówiąc, po pierwszym sezonie nadal nie wiem, skąd wziął się tytuł.

Killjoys — kanadyjski SF o łowcach nagród w interesująco politycznie pomyślanym świecie, absolutnie dokładnie taki, jaki powinien itd. Wyraźnie droższy niż poprzedni, więcej dynamiki i kolorów, świetna muzyka. Bohaterów lubię. Pilot zrobiony bez uprzejmości, od razu na głęboką wodę, orientuj się. Pyszności.

W ogóle w obu serialach znakomity motyw kobiet, które nie potrzebują męskich ramion, żeby stawiać nogę za nogą. Trochę mieszana anatomicznie metafora, ale wiadomo, o co mi chodzi. Oraz naprawdę cieszy każde SF z nieopatrzoną do bólu obsadą. Go Canada.

***

Od niedawna coraz trudniej mi pracować bez podkładu serialowego (mam ten luksus, że część mojej pracy nie wymaga takiej koncentracji jak powiedzmy trafianie w pisuar), a umówmy się, nie każdy program nadaje się na częściowe słuchowisko (na przykład Suitsy zawsze odkładam jako nagrodę na porobocie, dla obu oczów, bo są Ładne). Z drugiej strony życie jest za krótkie, żeby oglądać jakiś serial po raz kolejny, lepiej wrzucić coś, czego się nie widziało.

No to wrzuciłam Rectify i choć z jednej strony doceniam starannie skonstruowane relacje między bohaterami, subtelność dialogów i niespieszne tempo, to gdybym akurat nie miała potrzeby sprzątania w szafach (prawdziwych szafach, nie w przenośni), to prawdopodobnie chciałabym sporo swojego czasu z powrotem.

Odświeżyłam sobie Hotel Babylon, nienowy brytyjski serial o branży hotelowej, który ogląda się trochę jak Hustle. Pierwszy sezon świetny, drugi słabszy, trzeci bardzo dobry, w czwartym już miś im odjechał, ale można się bawić. Tony rulez.

Nadrobiłam całe The Middle, nawet z przyjemnością, ale przyjmowałam być może w zbyt dużych dawkach, ponieważ co pół godziny miałam ochotę oblać wszystkich bohaterów benzyną, żeby skrócić i złagodzić ich męki.

Chancer to taka brytyjska ramotka, którą obejrzałam, gdyż gra w niej młody Clive Owen. Dramatyczne biznesy, dramatyczne romanse, a także dramatyczne, co Brytole uważali w latach 90. za “charming”. Nadaje się chyba tylko dla najtwardszych, niekoniecznie polecam.

Inside Amy Schumer jest rewelacyjne i bezlitosne. Nawet się cieszę, że przegapiłam premierę, bo dzięki temu miałam #więcejnaraz. Można łyknąć w całości, można na raty, zależnie od odporności. Mistrzostwo.

Veep — dałam drugą szansę i bardzo się cieszę. Jedna z tych trochę niewygodnych komedii, przy których się człowiek nie śmieje, ale dobrze się po nich czuje.

The Affair jest znakomite i polecam, jak ktoś nie ma problemów z dramatami psychologicznymi. Nie chcę spojlować, więc powiem tylko, że ogromnie mi się podobało wyłapywanie różnic.

Udało mi się nie przegapić jedynego sezonu Emily Owens, M.D., sympatyczne, nada się dla późnych nastolatków oraz publiczności, która potrzebuje czasem czegoś nieskomplikowanego i podnoszącego lekko na duchu. W roli głównej Mamie Gummer, którą widzieliśmy m.in. w The Good Wife, nie mylić z jej siostrą Grace Gummer, którą widzieliśmy m.in. w Newsroomie i Extancie. W każdym razie na obie patrzy się przyjemnie, gdyż grać umieją.

***

No, ale wracając do spraw bieżących.

Halt and Catch Fire jest z odcinka na odcinek coraz doskonalszy. Gdyby imdb pozwalało dawać 11, to bym dała dwa razy. Jeśli nie zrobią trzeciego sezonu, będę mamrotać groźby karalne.

Silicon Valley jak wyżej. Drugi sezon to jeszcze mocniejsza dziesiątka, czekam na trzeci.

Extant w drugim sezonie zmienił się w zupełnie inny serial, co dalece nie wszystkim pasuje. Oglądam kątem oka, bo jestem ciekawa, jak się skończy. Mam nadzieję, że nie postanowią trzeciego sezonu, pls, nope.

Drugi sezon Murder in the First, tak jak się spodziewałam, jest o zupełnie nowych sprawach. Dodali trochę więcej obsady, jeszcze bardziej zamieszali, ale nadal jeden z najlepszych kryminalnych.

Proof jest takie miałkie, jak miałkie potrafią być seriale z Jennifer Beals. Dodać do tego amerykańskie sprawy religijne (bo chodzi o to, co się być może dzieje po śmierci), piedestałowanie chirurgów (w tej roli włosy głównej bohaterki) i zupełnie niewciągającą dramę, wymieszać, zasadzić kaczan.

Stitchers, sympatyczny serial SF dla młodzieży, który na kilometr wonieje śladowymi ilościami Eureki na koksie. Główna bohaterka w porządku, dialogi sztampowo żartobliwe, bzdurowatość odpowiednia, ogląda się.

The Librarians — czekałam, czekałam i się doczekałam. Poziom ten, co pierwszy Bibliotekarz (film, nie postać z Praczeta). Urocza bzdurka, sama słodycz.

Interceptor był tak niedobry, że nie pamiętam, czy dociągnęłam drugi odcinek do końca. Jeśli coś się zmieniło, zawiadomcie, ale jakoś nie sądzę.

Brink zaczęłam oglądać, ponieważ Jack Black (nie wiem, co ze mną nie tak), a nie przestałam oglądać, ponieważ Tim Robbins. Jedna z tych komedii, na które trzeba mieć melodię. W sensie nie jest tak do końca dobra.

Clipped to taki sitcom, który nie wiem, po co w ogóle robią. Zwykle każdemu daję szansę, jeśli w pilocie jest jeden dobry żart. Tu nie było nic zupełnie, nic oryginalnego, nic ciekawego, nic, żeby usto drgło.

Between meh. Miasteczko, specyficzna zaraza, kwarantanna, nuda.

Ballers, komedia sportowa, bardzo chciałam, żeby mi się spodobała, ale pilot był naładowany mnóstwem rzeczy i żadna z nich nie wciągnęła. Nawet Dwayne Johnson, a jestem wierną wielbicielką.

iZombie zaskakująco ładne, ale już po kilku odcinkach przestało mnie interesować, co będzie dalej. Ludzie, fabuły!

Powers to jedna z tych ekranizacji komiksu, która nawet jak nie jest bardzo dobra, to i tak ujdzie. Przestałam oglądać w zasadzie tylko ze względu na nadmiar przemocy. Plus za Eddiego Izzarda, minus za chaotyczną dynamikę i nierówne aktorstwo.

Complications spróbowałam uczciwie, ale główny bohater dysponuje dwoma wyrazami twarzy, a drama tak szybko strzela w górę… tak bardzo bez żadnego sensownego powodu… Trochę żałuję, bo miałam ochotę na Beth Riesgraf.

Battle Creek zrobili tylko jeden sezon, jest w porządku, można łyknąć. Zresztą motyw dwóch niedobranych detektywów jest naprawdę trudny do zepsucia.

Daredevil bardzo dobry, bardzo ponury. Vincent d’Onofrio jako Fisk — wszystkie pieniądze.

Agent Carter świetne, a szczególne miejsce w moim sercu zajmuje sposób, w jaki bohaterka używa przemocy. Polecam.

Empire — spodziewałam się czegoś niewiele lepszego od Power (nie mylić z Powers), a dostałam pyszne ciacho z mąki szekspirowskiej, przemyślane, zagrane i wciągające. Czekam niecierpliwie na drugi sezon.

Better Call Saul, przepiękne zdjęcia, wszystko dobre. Można oglądać bez Breaking Bad.

CSI:Cyber już obejrzany? Nie? To nie włączajce, bo z tego nawet w kategoriach żartu nie da się nic wyskrobać.

Marco Polo, no, nie wiem. Albo nahle przestały mi się podobać kostiumowe, albo robią je zbyt wyszukane. Mnie naprawdę tak bardzo nie martwi akuratność historyczna czy garderobiana, jeśli po kwadransie umieram z nudów.

Galavant za to jest doskonały. Chyba że nie lubisz elementów musicalowych, w takim przypadku uciekaj, ponieważ I want to shoot you with a crossbow.

Major Lazer to bardzo tanio robiony serial animowany, w którym występuje Major Lazer. Pozwolę sobie zacytować opis z imdb, gdyż mówi on wszystko:

Set in the future, Major Lazer is a Jamaican superhero who fights against the dystopian forces that have ruined society that are led by President Whitehall and General Rubbish. Major Lazer is assisted in his fight by President Whitehall’s daughter Penny and hacker Blkmrkt.

Oglądałam zupełnie na trzeźwo i bez napisów (możecie mnie za to szanować). Dla mnie bomba.

Sense8 — chyba nigdy nie widziałam tak pięknego serialu o radości życia. I tak ponurego. Znakomita kooperacja rodzeństwa Wachowskich ze Straczynskim i Tykwerem. Obłędne zdjęcia i kolory, świetna muzyka, z gracją poprowadzona historia. Rewelacyjna obsada. Oraz najlepszy seks, jaki widziałam w telewizji. Obejrzałam pierwszy sezon trzy razy, a to się Nie Zdarza. Jestem oczarowana i czekam na ciąg dalszy.

***

Piloty, czy lecą z nami:

Blunt Talk po pierwsze ma w sobie Patricka Stewarta, a po drugie niewiele więcej trzeba. More!

Supergirl zapowiada się na serial umiarkowany młodzieżowy, sprawdzę.

Pilot Minority Report wygląda w porządku. Nie nastawiałam się na nic specjalnego, a tu miła niespodzianka, bo nie było tak zupełnie bez sensu. Jest potencjał.

Lucifer za pierwszym oglądaniem był, like, no dooobra, wiadomo. Wszystko wiadomo. Jaka będzie w tym pilocie muzyka, co w ogóle będzie się działo, bo nie da się na wiele sposobów zrobić serialu o Lucyferze, który pomaga pięknej policjantce w pracy. Jednak z niewiadomych przyczyn mieliśmy ochotę obejrzeć ten odcinek jeszcze raz. A potem jeszcze raz. W tej chwili odliczamy godziny do przyszłego roku. Mówię w liczbie mnogiej, bo Zły Major Witek też to ma.

Blindspot miał świetną pierwszą połowę odcinka, potem mogę znaleźć trochę narzekań, potem znowu jest dobrze. Ale kamon, nie mogę się doczekać, bo raz, że Jaimie Alexander, dwa, że jak w pilocie najpierw wychodzi ona naga z torby, a niedługo później rozmawiamy o wysadzeniu w powietrze statui wolności, to wiadomo, że będę zadowolona.

Younger obejrzałam pilota i nie mogę się doczekać, kiedy położę łapę na następnych odcinkach. Wiem, wystarczy dać mi Sutton Foster i jestem zrobiona. Tania randka.

***

Jeśli chcesz podtrzymywać mój nałóg, wrzuć monetę.

4 thoughts on “seriale, gdyż wrzesień”

  1. @joker napisz coś więcej?

    tymczasem podpuścił mnie Leslie i spędziłam kilka nocy z Narcos — bardzo dobre.

  2. The Bridge jeszcze fajny jest dosyc, cos troche podobnego do The Killing. Taki kryminal w klimacie skandynawskim. No i The Killing oczywiscie tez. ;) Wersja Amerykanska rownie dobra jak skandynawska (niespodziewanie), a moze i nawet lepsza troche z racji tego jak bardzo zachod postaral sie zeby serial nie wygladal jak zachodni.

    Do tego moze jeszcze True Detective, zwlaszcza sezon pierwszy.

    Kryminaly, kryminaly, kryminaly…

    Pozdrawiam.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *